Przejdź do treści

Fundacje polityczne w służbie polityki zagranicznej Niemiec.

AUTOR: PAWEŁ SOKALA

(Niniejszy tekst stanowi rozdział wstępny znacznie szerszego raportu w przygotowaniu.)

Republika Federalna Niemiec jest jednym z globalnych liderów wykorzystania instrumentów tzw. soft power. Realizację niemieckiej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa oraz interesów gospodarczych wspiera rozległa i gęsta sieć organizacji rozmaitej natury. Odnaleźć wśród nich można zarówno wyspecjalizowane instytucje publiczne jak i szeroki wachlarz współpracujących z nimi pomiotów prywatnych – tak komercyjnych jak i non profit (NGO). Tekst ten poświęcony będzie istotnemu fragmentowi tego instrumentarium – niemieckim fundacjom politycznym.

Fundacje te stanowią niesłychanie oryginalne narzędzia oddziaływania na wnętrza struktur państwowych innych krajów. Służą wywieraniu na nie wpływu od środka, za pośrednictwem ich własnych struktur społecznych. Ich celem jest kooptacja lokalnych elit i inspiracja zmian ich stosunków i urządzeń wewnętrznych, a nawet polityki zagranicznej. W codziennej, gabinetowej, rutynowej i mało rzucającej się w oczy mozolnej pracy wyplatają sieć wpływów i powiązań wspomagających realizację niemieckich interesów. Skalę ich ambicji najpełniej scharakteryzował zaś chyba Sekretarz Generalny Fundacji Konrada Adenauera w latach 1997-99, były Minister Obrony RFN z ramienia CDU – Ottfried Hennig: „Chcemy wywierać wpływ na kształtowanie się ładów politycznych i społecznych, na procesy podejmowania decyzji politycznych i na rozwój instytucji politycznych i społecznych”.

Najbardziej wyrazistą manifestacją ich działalności jest oczywiście wsparcie konkretnych osób i ugrupowań politycznych. Jak zademonstruję w części 2 opracowania, w przypadkach skrajnych można mówić wprost o wykreowaniu na terenie innych państw kompletnych struktur partyjnych i wszechstronnym wsparciu ich marszu po władzę. Czasem, o otwartym zwalczaniu stronnictw i sił, które zidentyfikowane zostały w Berlinie jako zagrożenie. Najczęściej jednak oddziaływanie fundacji ma charakter pośredni. Bynajmniej nie powinno to umniejszać w naszych oczach ich sprawczości. Potęga finansowa i organizacyjna pozwala im bowiem na prowadzenie bardzo szeroko zakrojonych operacji wpływu na przebieg debaty publicznej i decyzje podejmowane przez władze państw, które wybrały za cel. Ich działalność zmierza zaś naturalnie zawsze do realizacji interesów zdefiniowanych w berlińskiej centrali – niemieckiej racji stanu.

Siła systemu fundacji opiera się na dwóch podstawach – zasięgu i finansowaniu. Przedstawicielstwa fundacji politycznych „bezpośrednio wspierają niemiecką politykę zagraniczną” na terenie ponad 100 krajów świata na wszystkich kontynentach. Zasoby, którymi dysponują na realizację tej misji trudno zaś określić inaczej aniżeli imponujące. W 2023 roku na działalność fundacji wypłacono z budżetu Republiki Federalnej (minimum) ponad 697 mln Euro. Dla porównania, jest to kwota ponad dwukrotnie wyższa od budżetu operacyjnego polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Skala, ambicja i środki zaangażowane w działalność niemieckiego systemu fundacji politycznych czynią z niego istotnego aktora stosunków międzynarodowych. Nic więc dziwnego, że ich przedstawicielstwa określane bywają w literaturze przedmiotu mianem „równoległych ambasad. Porównanie to dobrze ilustruje poniższa mapa ukazująca lokalizację biur dwóch najpotężniejszych spośród aż sześciu fundacji.

Znamiennym jest, że fundacjom udaje się przy tym zachować relatywnie niską rozpoznawalność. Gros ich działań odbywa się na zapleczu życia politycznego. Dla znakomitej większości opinii publicznej pozostają więc kompletnie anonimowe. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że kierują swą działalność nie wobec ogółu społeczeństwa, lecz wobec jego elit. Kluczowym dla zrozumienia mechanizmu jaki w tym celu wykorzystują jest pojęcie „multiplikatorów. Zgodnie z kanonami sztuki lobbingu i na podstawie wyraźnej dyrektywy niemieckiego MSZ fundacje poszukują partnerów w węzłowych punktach lokalnej sieci decydentów i mediatorów życia społeczno-politycznego państw obranych za cel działania. I w znacznej mierze to właśnie realizacja zadań za ich pośrednictwem pozwala im uniknąć niepożądanego rozgłosu. To jednak nie jedyna przyczyna.

Niska rozpoznawalność jest też także – jak przekonamy się w dalszej części opracowania – rezultatem celowych zabiegów zmierzających do wykreowania sztucznego wrażenia dystansu pomiędzy nimi, a finansującym i nadzorującym ich działalność państwem niemieckim. Manipulacja percepcji społecznej zaczyna się już właściwie na poziomie nomenklatury. Termin „fundacja” („Stiftung”) niesie ze sobą, tak w języku polskim, jak i niemieckim, silnie ugruntowane pozytywne konotacje. W istocie rzeczy jednak, w sensie formalno-prawnym, największe i najbardziej wpływowe spośród będących tu przedmiotem naszego zainteresowania organizacji tytułujących się „fundacjami” wcale nimi nie jest…

W interpretacji motywacji przyświecających temu i całemu szeregowi podobnych zabiegów przedstawionych w następujących rozdziałach pomoże nam treść niepublikowanych dokumentów niemieckiego Federalnego Ministerstwa Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (BMZ) oraz Federalnego Ministerstwa Spraw Zagranicznych (AA). W materiałach wewnętrznych wspomnianych resortów wśród pryncypiów międzynarodowej działalności fundacji kilkukrotnie pojawia się zasada „ograniczonej jawności” lub „ograniczonego rozgłosu” („eingeschränkte Publizität”). Rząd zaleca fundacjom wstrzemięźliwość w zakresie ujawniania źródła finansowania i zachęca do przedstawiania się za granicą jako organizacje prywatne. Mają one pielęgnować wizerunek organizacji pozarządowych aby nie tworzyć wrażenia ingerowania Niemiec w sprawy wewnętrzne innych krajów. W dokumentach rządowych odnaleźć można też bezpośrednie stwierdzenia, że finansowanie niektórych projektów nie będzie ujawniane. Zdaniem wytrawnych badaczy działalności fundacji – „Niektóre z ich najważniejszych przedsięwzięć odbywa się za zamkniętymi drzwiami”. Nie jest zatem rezultatem tylko naszej własnej nieuwagi, że skupieni na prasowych komunikatach działań oficjalnych władz Republiki Federalnej nie dostrzegamy często operujących na ich zapleczu multiplikatorów siły i sprawczości. Nieprzejrzystość jest rozmyślnie zaprojektowanym, konstytutywnym elementem ich tożsamości.

Niemieckie fundacje polityczne prowadzą intensywną działalność także na terytorium Polski. Wiedza na temat realizowanych przez nie projektów i skali ich finansowania jest jednak ograniczona, ponieważ w wyniku absurdalnej konstrukcji stanu prawnego ich przedstawicielstwa funkcjonują w naszym kraju w oparciu o znacznie bardziej liberalne reguły aniżeli ich polskie odpowiedniki. Przede wszystkim, nie podlegają one obowiązkowi wpisu do Krajowego Rejestru Sądowego. Wszelkie przepływy środków finansowych w ich strukturach nadzorują instytucje niemieckie. Przedstawicielstwa podlegają wprawdzie rozliczeniom z polskim fiskusem, ale jedynie w aspekcie zatrudniania pracowników. Co więcej, jako przedziwną traktować należy sytuację, w której nie obowiązują ich nawet zupełnie elementarne wymogi przejrzystości, jakich przestrzegać muszą fundacje krajowe. W szczególności nie są zobowiązane do zapewnienia dostępu do informacji publicznej. Nie publikują więc ani raportów z działalności, ani sprawozdań finansowych. Jedyna instytucja w Polsce wobec której składają raz do roku relacje ze swej aktywności jest MSZ. Resort nie jest jednak wyposażony w narzędzia ustawowe pozwalające monitorować ich działalność i weryfikować przedkładane przez nie dokumenty.

Ten deficyt wiedzy i nadzoru nad działalnością niemieckich fundacji politycznych wynikać wydaje się w znacznej mierze z niewłaściwego rozpoznania ich tożsamości. Za podstawę prawną ich działalności na terytorium Rzeczpospolitej przyjęto art. 19 Ustawy o fundacjach. W rzeczywistości mają one (aż 5 z 6) w niemieckim porządku prawnym status stowarzyszenia (eingetragener Verein, e. V.). Działalność takich organizacji w Polsce reguluje zaś ustawa Prawo o Stowarzyszeniach. Ten systemowy problem ma jednak znacznie głębszą i poważniejszą naturę. Jego istotą jest błędna identyfikacja niemieckich fundacji politycznych jako organizacji pozarządowych (NGO).

W kolejnych rozdziałach niniejszego opracowania wykażę ścisłe związki finansowe, kadrowe i funkcjonalne łączące fundacje polityczne z aparatem państwowym Republiki Federalnej Niemiec. Ramy instytucjonalne, cele i metody prowadzonej przez nie działalności oraz zasady jej finansowania nie pozostawiają wątpliwości, że organizacje te realizują interesy sąsiadującego z nami mocarstwa. Fundacje stanowią tym samym dodatkowe, zakamuflowane, a przez to niesłychanie potężne narzędzie polityki zagranicznej RFN. Taka ocena prowadzi zaś do konkluzji, że obecny stan uregulowań ich działalności na terytorium RP jest nie tylko nieadekwatny, ale wręcz niebezpieczny z punktu widzenia ochrony interesów państwa polskiego. Zamieszanie terminologiczne, niejasny stan prawny i brak nadzoru uzasadniają tezę, że państwo polskie dokonało w tym obszarze wyraźnego przeoczenia. Mamy do czynienia z istotną luką regulacyjną, którą należy jak najszybciej zamknąć.

Skoro jednak niemieckie „fundacje” polityczne nie są w istocie tym, czym deklarują się być, jak właściwie należałoby je potraktować? Jak zinterpretować powinniśmy ich tożsamość? Ten nie mający w świecie odpowiednika, unikalny wytwór kultury politycznej Republiki Federalnej Niemiec zaklasyfikować należy moim zdaniem jako GONGO. GONGO, a więc Government-Organized Non-Governmental Organizations, to w nieco niezgrabnie brzmiącym w języku polskim tłumaczeniu – organizacje pozarządowe ustanowione i utrzymywane przez rząd. Dzięki jego częstej obecności w środkach masowego przekazu opinia publiczna relatywnie oswojona jest z terminem NGO, odnoszącym się do klasycznych organizacji pozarządowych deklarujących niezależność od administracji publicznej i tworzących tzw. „trzeci sektor” – obszar aktywności społecznej, pro publico bono. Słabo obecny w świadomości społecznej jest natomiast fakt, że nie wszystkie organizacje działające w ramach owego trzeciego sektora są rezultatem inicjatywy prywatnej. Wiele z nich – szczególnie w Niemczech – kreują, programują i utrzymują władze państwowe.

Organizacje tego typu mają naturalnie bardzo zróżnicowany charakter i operować mogą tak w kraju pochodzenia, jak i za granicą. Na łamach niniejszego opracowania interesować nas będzie tylko ten drugi zakres działalności. W tym wymiarze cele i rację bytu GONGO w najprostszy i najbardziej syntetyczny sposób ująć można w formule promowania interesów politycznych i ekonomicznych oraz propagowania kultury, postaw obywatelskich i form organizacji społecznej kraju fundatora w świecie. Z fenomenem tym mamy do czynienia w skali globalnej. Przykładami takich instytucji są choćby National Endowment for Democracy (NED) w Stanach Zjednoczonych, Instytut Konfucjusza w Chinach, czy także Polska Fundacja Narodowa. W literaturze badawczej panuje konsensus, że GONGO identyfikować należy jako organiczny wytwór aparatu państwa i strategiczne narzędzie jego polityki.

Republika Federalna Niemiec jest jednym z pionierów i liderem w zakresie wykorzystywania tej formy realizacji swoich interesów na arenie międzynarodowej. W arsenale GONGO za pomocą których realizuje ona zadania polityki publicznej znajduje się szeroka gama organizacji o wielorakim profilu. Odnaleźć wśród nich można choćby zajmujący się promocją w świecie niemieckiej kultury Instytut Goethego, czy jedną z największych w świecie fundacji działających w sektorze ochrony środowiska – DBU. Jednak to właśnie niemiecki system fundacji politycznych wydaje się być najaktywniej działającym na terenie naszego kraju, a jednocześnie najsłabiej rozpoznanym instrumentem projekcji niemieckiej soft power.

GONGO to bardzo szeroka kategoria organizacji, które różnić mogą się od siebie zakresem faktycznej niezależności od finansujących i nadzorujących ich działalność organów państwowych. W najbardziej radykalnym nurcie analizy w literaturze przedmiotu popularna jest metafora pasa transmisyjnego, sugerująca ich kompletną marionetkowość. Jak sprawa przedstawia się w przypadku niemieckich fundacji politycznych? Jak faktycznie układa się ich relacja z państwem, które je utrzymuje? Odpowiedź na to pytanie zacząć wypada od ich własnych oświadczeń i kwestii formalnych. Chociaż fundacje finansowane są niemal wyłącznie z środków publicznych, deklarują jednocześnie niemalże kompletną autonomię w działaniu. Jako stowarzyszenia zawiązane na gruncie prawa prywatnego „fundacje” posiadają własną osobowość prawną i cieszą się odrębnością instytucjonalną zarówno od partii politycznych, z których się wywodzą, jak też i aparatu państwa. Co więcej, formalnie wydają się one dysponować znaczną dozą autonomii w zakresie w wyboru szczegółowych celów swej działalności i metod ich realizacji.

Jak uzasadnię jednak w toku dalszych rozważań, pogłębiona analiza wskazuje na duże rozbieżności pomiędzy publicznymi oświadczeniami pełnej niemalże autonomii fundacji, a praktyką ich funkcjonowania w ramach szeroko pojętego ekosystemu politycznego Niemiec. Zdominowanie zarządów przez wysoko postawionych funkcjonariuszy państwowych i liderów partii politycznych, poddanie prowadzonych przez nie projektów kontroli organów władzy publicznej (ex ante i ex post), oraz przede wszystkim kompletne finansowe uzależnienie od państwa, w sposób niejako domyślny formatują ich działalność nie tylko jako pomocniczą, ale wprost subordynowaną w stosunku do jego polityki zagranicznej. Ich niezależność ma więc charakter jedynie deklaratywny. To pozór, za którym kryje się realna polityka państwa niemieckiego. Nieprzypadkowo jednym z najczęściej pojawiających się w literaturze określeń działalności fundacji jest „dyplomacja równoległa”

Deklaratywną niezależność fundacji politycznych należy traktować więc jako zinstytucjonalizowaną fikcję. Fikcję, z której utrzymywania państwo niemieckie czerpie szeroką gamę korzyści. W istocie należałoby mówić o rodzaju mimikry organizacji społeczeństwa obywatelskiego. Formalne przybranie postaci NGO umożliwia fundacjom realizację zadań istotnych z punktu widzenia polityki zagranicznej państwa kanałami nieoficjalnymi. A zasadniczą korzyścią czerpaną przez państwo z ich wykorzystywania jest możliwość zachowania wobec nich bezpiecznego dystansu. Personel fundacji politycznych służyć może jako „dyplomatyczne oddziały posiłkowe” („diplomatische Hilfstruppen”) działające w obszarach „…w których działania oficjalnych przedstawicieli RFN byłyby źle widziane lub politycznie ryzykowne”. A nieprzejrzysta formuła GONGO utrudnia właściwe rozpoznanie ich działań przez państwa i społeczeństwa będące ich celem.

Ważną rolę odgrywa przy tym silnie zakorzeniona w odbiorze społecznym pozytywna asocjacja działalności organizacji pozarządowych jako „szlachetnej”, „altruistycznej” i „postępowej”. Tej tendencji do postrzegania ich jako podmiotów bezinteresownie poświęcających się realizacji dobra wspólnego towarzyszy równocześnie nikła zdolność do rozróżnienia w świadomości społecznej różnic pomiędzy będącymi rezultatem inicjatywy prywatnej autentycznymi NGO a służącymi jako narzędzia polityki państwa GONGO.

W rezultacie mamy do czynienia z pewną luką w percepcji, fenomenem świetnie uchwyconym przez anglojęzyczne wyrażenie blind spot – ślepej plamki. Tę właśnie lukę znakomicie eksploatuje państwo niemieckie w celu odwrócenia uwagi opinii publicznej od pewnej kategorii podejmowanych przez siebie przedsięwzięć. Jak dobitnie demonstruje kazus uregulowań działalności fundacji politycznych na terytorium Rzeczpospolitej fortel ten cechuje duża skuteczność także w stosunku do władz państw będących ich celem. Co więcej, formalny dystans pomiędzy rządem RFN i GONGO, którym patronuje, izoluje go w razie potrzeby od negatywnych konsekwencji ich działalności (wizerunkowych, ale i też prawnych), gdy wywołuje ona krytyczne reakcje, podejrzliwość, lub nawet formalne postępowania śledcze.

Dokładnie taki wzorzec interpretacyjny intencji stojących za powołaniem do życia niemieckich fundacji politycznych odnaleźć można na przykład w publikacjach Niemieckiej Rady Stosunków Zagranicznych (DGAP), jednego z najbardziej renomowanych think-tanków zajmujących się sprawami międzynarodowymi w Niemczech. Służyć mają one celom, których „…oficjalna polityka zagraniczna rządu nie może realizować w porównywalnie bezpośredni sposób ze względu na powściągliwość wymaganą przez podstawowe normy prawa międzynarodowego”. Wiele czytelnych wskazań intencji „wykorzystania statusu NGO do realizacji celów polityki państwowej” w „szarej strefie polityki” znajduje się też w nieprzeznaczonych oryginalnie do publikacji dokumentach wewnętrznych niemieckiej dyplomacji, do których dostęp uzyskać udało się bądź za pośrednictwem procedury zapytań o informację publiczną, bądź dzięki mozolnej pracy badaczy w archiwach AA i BMZ. Wreszcie, do podobnych wniosków skłania także analiza konkretnych operacji przeprowadzonych przez niemieckie fundacje polityczne na terenie innych państw. Odnośne studia przypadku przedstawię w części drugiej niniejszego opracowania.     

Już ten krótki wstęp zasygnalizować powinien, że fundacje prowadzą często działania w obszarach – by zacytować ich własny personel – „bardzo wrażliwych”. Od samych początków ich międzynarodowej aktywności towarzyszą im więc nieustannie niemałe kontrowersje. Mierzyć musiały się nieraz z mniej lub bardziej uzasadnionymi zarzutami o nieuprawnioną ingerencję w sprawy wewnętrzne państw przyjmujących. Ich przedstawicielstwa stawały się przedmiotem śledztw, przeszukań i przymusowej likwidacji. Dochodziło do przesłuchań, wydaleń, a czasem nawet aresztowań i procesów wobec ich personelu. Bywało, że oskarżenia i szykany te oparte były na wątłych podstawach. Czasem, w świetle faktów ujawnionych w toku śledztw, okazywały się one jak najbardziej zasadne.

Kontrowersje dotyczyły w największym stopniu działalności fundacji w szczególnie wrażliwych na zewnętrzne ingerencje państwach autorytarnych. Przede wszystkim w Ameryce Łacińskiej, Afryce i świecie muzułmańskim. Ale bynajmniej nie tylko tam. W Hiszpanii wątek nielegalnego finansowania przez niemieckie fundacje partii politycznych był przedmiotem dociekania komisji śledczej. We Francji głośnym echem odbiła się seria raportów nt. ich operacji skierowanych przeciwko tamtejszemu sektorowi atomowemu. Sprawa doczekała się nawet komentarza ze strony byłego szefa kontrwywiadu DGSE Alaina Juillet: „Jak możemy zaakceptować fakt, że rząd niemiecki finansuje takie kampanie sabotażu przeciwko francuskiej energetyce jądrowej?” We Włoszech interwencje w sprawy wewnętrzne kraju otwarcie zarzuciła Niemcom Premier Georgia Meloni. „Niemcy nie zachowują się jak kraj nam przyjazny” – komentował Minister Obrony Guido Crosetto. W Bułgarii zaś skala interwencji niemieckich fundacji stała się nie tylko przedmiotem dociekań lokalnej prasy, ale wręcz obiektem powszechnych kpin. Jak wyznała kiedyś była zastępczyni ambasadora RFN w Sofii Gudrun Steinecker, rządząca tym krajem przez 14 z ostatnich 16 lat partia GERB – „…powstała przy znacznym wsparciu, przede wszystkim ze strony fundacji CSU, Hannsa Seidla. Nawet nazwę partii wymyślili doradcy fundacji”.

Co znamienne, bez względu na wszelkie kontrowersje towarzyszące ich działalności niemieckie fundacje polityczne oceniane są niezwykle wysoko przez przywódców RFN. Zdaniem prezydenta Romana Herzoga „…fundacje należą do najskuteczniejszych instrumentów niemieckiej polityki zagranicznej”. „Poprzez te fundacje część naszej kultury promieniuje na cały świat” – powiedział z kolei kiedyś kanclerz Helmut Kohl. Praktycy – doświadczeni funkcjonariusze fundacji – stawiają tezę, że ich znaczenie w ramach niemieckiej polityki zagranicznej będzie w przyszłości systematycznie rosnąć. Bezdyskusyjnie wzrastają też nieustannie środki przeznaczane przez państwo niemieckie na ich funkcjonowanie. Tylko w latach 1999-2019 wydatki na fundacje polityczne wzrosły o ponad 100%. Niniejsze skromne opracowanie służyć ma więc wypełnieniu istotnej jak się wydaje luki w polskiej literaturze przedmiotu, jak również – mam głęboką nadzieję – przyczynić się do lepszego rozpoznania fenomenu niemieckich fundacji politycznych w świadomości społecznej.

Niniejsze studium składać będzie się z dwóch części. Część pierwsza poświęcona będzie przede wszystkim podstawowej charakterystyce fundacji politycznych. Szczególną uwagę zwrócę na zagadnienia ich roli i umocowania w niemieckiej polityce zagranicznej oraz metod jakie wykorzystują. Prezentacji zestawu elementarnych informacji towarzyszą definicje niezbędnych do właściwej recepcji tekstu pojęć. Osobno potraktowane zostaną kwestie zależności fundacji politycznych od państwa niemieckiego oraz braku transparentności ich działań poza jego granicami. Są to bowiem moim zdaniem zagadnienia kluczowe dla oceny stosunku, jaki państwo polskie przyjmuje wobec tych organizacji obecnie i refleksji nad kierunkiem potencjalnych zmian legislacyjnych. Świadomie zrezygnowałem z konstruowania odrębnego modułu teoretycznego. Zagadnienie fundamentalne dla interpretacji opracowania – koncept GONGO – zaprezentowałem już we wstępie. Podstawowe zręby modelu analizy wyłaniają się zaś organicznie w toku dalszych rozważań. Dane, model i definicje przedstawione w części pierwszej wykorzystam następnie w części drugiej, która posłuży prezentacji historycznych manifestacji działalności tytułowego fenomenu w wybranych krajach Europy.

Przed rozpoczęciem właściwego wywodu koniecznym jest z mojej strony poczynienie kilku istotnych zastrzeżeń. Dla właściwej oceny implikacji treści opracowania niezbędna jest uwrażliwiona świadomość, że fundacje polityczne stanowią tylko jeden element bogatego arsenału instrumentów niemieckiej soft power. Być może zresztą wcale nie najważniejszy. Zarysowaniu sylwetki tego systemu poświęcony jest więc osobny rozdział otwierający część pierwszą. Sygnalizuję za jego pomocą, że w trakcie dalszej lektury należy mieć z tyłu głowy szerszy kontekst wskazanych zjawisk. System jest czymś więcej aniżeli tylko sumą własnych części. Nieustanna współpraca różnorakich węzłów sieci niemieckiej soft power kreuje efekt synergii. Amplifikuje finalne efekty poszczególnych elementów jej działalności. Choć więc zasadniczym przedmiotem opracowania są ściśle zdefiniowane fundacje polityczne, na jego łamach pojawi się także cały szereg innych organizacji realizujących cele polityki publicznej Republiki Federalnej Niemiec.

Zaznaczyć wypada też wyraźnie, że studium w żadnym razie nie aspiruje do roli wyczerpującej prezentacji problematyki niemieckich fundacji politycznych. Ich działalność interesować mnie będzie tu tylko o tyle, o ile wpisywać ona będzie się w ramy polityki zagranicznej Republiki Federalnej. Ostateczną intencją opracowania jest bowiem nie tyle stworzenie kompendium wiedzy, co raczej sprowokowanie czytelnika do namysłu nad zagrożeniami płynącymi z niemalże nieskrępowanej działalności tych organizacji na terenie Rzeczpospolitej. Byłbym niezwykle rad, gdyby przyczyniło się ono do podjęcia przez państwo polskie inicjatywy na rzecz domknięcia wspomnianej wcześniej luki regulacyjnej. Wreszcie, lekcje płynące z metod wykorzystania GONGO jako narzędzia polityki RFN posłużyć mogą też być może refleksji nad ich potencjalnym wykorzystaniem do wzbogacenia instrumentarium polityki zagranicznej państwa polskiego.

Zarówno rozsądny namysł nad prawnym uregulowaniem fenomenu działalności systemu niemieckich fundacji politycznych na terenie naszego państwa, jak też próba emulacji jego najwartościowszych elementów, wymaga od nas rozpoznania jego właściwej natury. Studium to mam nadzieję nas do tego celu przybliży. Motywacją do jego napisania była troska o rzecz wspólną. By zacytować słowa szefa jednego z biur Fundacji Konrada Adenauera – „Jak byśmy się czuli, gdyby zagraniczne fundacje doradzały naszemu parlamentowi? Też byśmy się pytali – o co tu chodzi?”. W tym właśnie duchu, w oparciu o takie właśnie założenie, opracowanie to służyć ma przede wszystkim próbie odpowiedzi na pytanie – czym właściwie zajmują się biura niemieckich fundacji politycznych? Także w Warszawie.

Zapisz się na powiadomienia o nowych analizach na twojepanstwo.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *