AUTOR: KRZYSZTOF WOJCZAL
Maj.2022
W poprzednich częściach opracowania opisane zostały przykłady zadań, które nie mogłyby zostać skutecznie wykonane z lądu lub powietrza. Wobec czego do realizacji tych zadań niezbędnym jest posiadanie okrętów. W tym miejscu należy zadać sobie pytanie, jakie powinny być to jednostki? Duże, wielozadaniowe, ale bardziej kosztowne i mniej liczne? Czy mniejsze, jednostkowo tańsze, jednak operujące w większej ilości?
Tu można się na chwilę zatrzymać, by zadać kolejne pytania. Czy na morzu bardziej istotna jest przewaga liczebna od tej jakościowej oraz czy inwestycja w wiele mniejszych jednostek próbujących osiągnąć podobny potencjał co jedna większa jest rzeczywiście tańsza? W obu przypadkach odpowiedź brzmi – NIE.
Przede wszystkim należy pamiętać, że jeśli mamy do dyspozycji mniejszy kadłub o mniejszej wyporności, wówczas jesteśmy ograniczeni, jeśli chodzi o wielkość montowanych na nim systemów. I tak, na małych okrętach o wyporności do ok. 1-2 tys. ton nie montuje się wielkich masztów radarowych oraz potężnej mocy urządzeń do walki radioelektronicznej (które notabene wymagają odpowiedniego zasilania, a więc odpowiednio dużych jednostek mocy). Innymi słowy, trzy, cztery czy pięć małych okrętów nie ma szans uzyskać podobnego potencjału w tym zakresie co jeden większy.
Ponadto, dysponując małą platformą nie można zamieścić na niej wielu systemów na raz. W efekcie okręty o małej wyporności są dedykowane do określonych zadań. Z reguły są to zadania polegające na patrolu, zwalczaniu okrętów podwodnych albo okrętów nawodnych. Małe jednostki słabo nadają się natomiast do zadań wykrywania i zwalczania lotnictwa i pocisków rakietowych, ponieważ do tego niezbędny jest spory i kosztowny radar, a także miejsce na liczne wyrzutnie często kosztownych pocisków przeciwlotniczych i przeciwrakietowych.
W efekcie, mniejsze okręty są zwyczajnie bardziej podatne na uderzenie rakietowe wyprowadzone bądź to morza bądź z powietrza, a już zupełnie nie posiadają potencjału obrony obszarowej (czyli nie tylko ochrona własna ale i jednostek obok czy całego obszaru). Tym samym ich obrona przeciwlotnicza nie stanowi istotnego wzmocnienia potencjału całego zespołu okrętów, a już zupełnie nie nadaje się np. do obszarowej ochrony przed uderzeniem na pobliską infrastrukturę. Jednocześnie małe okręty są łatwiejsze, a czasem po prostu łatwe do zatopienia. Zwłaszcza dla wrogiego lotnictwa, które może podejść bardzo blisko celu (bez obawy zestrzelenia systemami o krótkim zasięgu), namierzyć go, a następnie odpalić pociski przeciw-okrętowe. Stąd małe okręty powinny unikać operowania w środowisku, w którym wróg posiada panowanie w powietrzu. Co istotne, małe okręty nie posiadają potencjału by wesprzeć własne lotnictwo do uzyskania takiej dominacji.
Przy ograniczonych systemach obrony przeciwrakietowej i powietrznej, mniejsze okręty można w zasadzie porównać do „jednorazówek”. Niemal każdy ostrzał grozi zatopieniem. Koncepcja użycia małych i tanich okrętów rakietowych (tj. ORP Piorun, ORP Grom i ORP Orkan) polegała na tym, by tanim kosztem podpłynąć do wrogiej floty większych okrętów oraz wystrzelić sporą ilość pocisków przeciw-okrętowych. Celem było zatopienie cenniejszych i większych jednostek, a kosztem z jakim się liczono, to utrata małych okrętów pozbawionych obrony.
Problem polega na tym, że tego rodzaju taktyka powstała w czasach, gdy systemy obrony okrętu były jeszcze mocno niedoskonałe (jak na krążowniku „Moskwa”). Radary potrafiły śledzić zaledwie kilka zbliżających się celów na raz, a wyrzutnie pocisków przeciw-rakietowych mogły namierzać i razić zaledwie jeden cel na raz. Innymi słowy, okręt który dysponował nawet kilkoma systemami obrony, mógł zostać porażony w ataku kilku-kilkunastu pocisków. Czasy się jednak zmieniły. Dziś nowoczesne radary potrafią wykryć i śledzić jednocześnie nawet 1000 celów na raz, a systemy przeciw-rakietowe namierzać i razić do 60-80 celów na raz. O ile dawniej limitem była technologia namierzania i nakierowywania na cel, o tyle teraz limit wyznaczany jest przez ilość pocisków jakie zabiera ze sobą okręt. I tu matematyka jest prosta. Im większy okręt, tym większa ładowność. Im większa ładowność, tym więcej pocisków i systemów obronnych. Wszystko dzięki rewolucji w wielu dziedzinach technologii. Parafrazując, marynarka wojenna z technologii analogowej wkroczyła w cyfrową.
Polski Miecznik będzie miał 32 wyrzutnie pocisków obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej (16 typu Strike oraz 16 typu Tactical). W komorach przeznaczonych dla pocisków CAMM mieszczą się po 4 takie rakiety. To oznacza, że nawet jeśli nie załadujemy wszystkich 32 wyrzutni pociskami OP, to i tak fregata będzie posiadała nie mniej niż 64 pociski przeznaczone do rażenia celów powietrznych (samolotów lub rakiet), choć ta ilość może być większa. Oprócz tego Mieczniki będą posiadały trzy armaty automatyczne zdolne razić cele powietrzne (w tym rakiety) z najbliższej odległości, które w obronie będą stanowiły niejako ostatnią deskę ratunku. Jednocześnie sama platforma będzie na tyle spora (zapas jeśli chodzi o wyporność), że ma posiadać potencjał modernizacyjny. Innymi słowy, możliwe będzie doposażenie jednostki np. w laserowe lub mikrofalowe systemy obronne, które w chwili obecnej są testowane jeśli chodzi o przeciwdziałanie pociskom rakietowym oraz dronom.
Tymczasem małe okręty rakietowe dysponujące wyrzutniami przeciw-okrętowymi posiadają zazwyczaj od 4-8 wyrzutni (więcej albo się nie zmieści, albo nie opłaca się zamieszczać tak drogiego uzbrojenia w tak dużej ilości na tak małym i słabym, łatwym do zatopienia okręcie). Innymi słowy nawet 10 małych okrętów rakietowych może okazać się niewystarczającym potencjałem by przełamać obronę jednej nowoczesnej fregaty. A te nigdy nie pływają same, tylko w zespołach. Jednak jeśli się uprzemy i wyślemy np. 45 takich małych okrętów (warto pamiętać o horrendalnych kosztach budowy tak licznego, jednorazowego zespołu!) w celu zatopienia 3 fregat, to trzeba mieć na uwadze, że ta liczna flota może zostać cała zatopiona jeszcze przed walką. Na przykład przez wrogie lotnictwo lub przez wrogie, większe okręty, które szybciej namierzą cele (lepsze radary operujące z wyższych masztów, vide horyzont radarowy)…
Tak więc w celu wsparcia ataku takiego ogromnego zespołu, należałoby zabezpieczyć mu obronę przeciwlotniczą, przeciwrakietową, a także przeciw okrętom podwodnym. Takiego rodzaju eksperymentu mógłby nie przetrwać niejeden spory budżet marynarki wojennej. Dlatego US Navy, Royal Navy czy choćby Japońskie Morskie Siły Samoobrony stawiają na uniwersalność i jakość, a nie na ilość. Zwłaszcza, że w ich przypadku niezwykle istotna jest również autonomia okrętów.
Jednak również w przypadku Polski, warto mieć okręty, które będą w stanie wyjść w morze podczas złych warunków pogodowych oraz pozostać tam np. kilka dni. To wymaga nie tylko większego i bardziej wytrzymałego kadłuba. Autonomia zależy również od odpowiednich warunków zakwaterowania dla załogi, ale również pojemności magazynów. Tak na np. wyżywienie jak i amunicję oraz paliwo. Większy okręt ma potencjał do dłuższego udziału w walce i nawet po wykonaniu kilku ataków może zachować zdolność bojową pozwalającą na dalsze operowanie. Tymczasem jednostki mniejsze, po wykonaniu jednego ataku muszą natychmiast wracać w bezpieczne miejsce (najczęściej do portu) by przeładować uzbrojenie i odzyskać zdolność bojową. Warto nadmienić, że w tym czasie (odwrotu) są zazwyczaj zupełnie bezbronne i podatne na zatopienie.
Potencjał i uniwersalność
Dla zobrazowania przykładowej siły okrętu klasy fregata, warto przedstawić jaki zestaw uzbrojenia może ona zabrać na pokład (z uwzględnieniem zapowiedzi naszego MON):
- urządzenia radarowe, radary 3D z zasięgiem np. ok. 400 km, a także sonary [Miecznik],
- urządzenia do walki radio-elektronicznej (zagłuszanie wrogich okrętów i statków powietrznych, w tym dronów – WRE) [Miecznik],
- system zarządzania walką [Miecznik],
- pionowe wyrzutnie uniwersalnych pocisków przeciwlotniczych i przeciwrakietowych średniego (MRAD) i krótkiego zasięgu (SHORAD) w ilości 32 sztuk, [ Miecznik będzie wyposażony w pociski CAMM-ER o zasięgu do 45 km (SHORAD)],
- wyrzutnie pocisków przeciwlotniczych bardzo krótkiego zasięgu (VSHORAD) w ilości 2-4, o zasięgu do 12-20 km [Miecznik zamiast droższych pocisków RAM ma mieć bardziej tańsze i bardziej wszechstronne CAMM o zasięgu do 25km],
- działo pokładowe 76 mm lub 127 mm, zdolne razić cele powietrzne, morskie i lądowe [Miecznik będzie miał jedną armatę kal. 76 mm],
- mało kalibrowe armaty przeciwrakietowe (CIWS) [Miecznik będzie posiadał dwie armaty kaliber 35 mm z amunicją programowalną, które zastąpią CIWS a jednocześnie będą wielofunkcyjne]
- opcjonalnie broń laserowa oraz mikrofalowa (przeciw-dronowa),
- śmigłowiec do zwalczania okrętów podwodnych (ZOP) – lądowisko + hangar [Miecznik],
- dwie lub cztery poczwórne wyrzutnie pocisków przeciw-okrętowych (x8 lub x16) [Miecznik],
- wyrzutnie torped przeciw-okrętowych [Miecznik – dwie podwójne wyrzutnie ZOP (x4)]
- dodatkowe kajuty do przewożenia oddziałów sił specjalnych [Miecznik],
- pokład dla dronów podwodnych [b.d.]
- Pasywne systemy obrony, różnego rodzaju wabiki, dipole i inne systemy mylenia torped oraz pocisków przeciwokrętowych.
Żeby mieć pewność choćby trafienia (nie pisząc o zatopieniu) takiego okrętu jak Miecznik, to ewentualne uderzenie saturacyjne przeciwnika musiałoby:
- przeciążyć system aktywnej obrony przeciwrakietowej, a więc liczyć sobie ponad ok. 100 pocisków na jeden okręt, tak by nie wystarczyło mu własnych pocisków obronnych oraz tak, by przedrzeć się jeszcze przez obronę w postaci artylerii lufowej,
- być odporne na zagłuszenia generowane przez system walki radiowo-elektronicznnej, a więc wrogie namierzanie radarowe oraz następnie naprowadzanie pocisków musiałoby być technologicznie zdolne do przełamania WRE okrętu, by w ogóle go dostrzec, namierzyć i naprowadzić na niego pocisk,
- być dostatecznie precyzyjne i zaawansowane technologicznie, by odróżnić cel właściwy od stawianych różnego rodzaju wabików czy wystrzeliwanych dipoli oraz trafić w to co trzeba.
Warto podkreślić, że Federacja Rosyjska miałaby problem z realizacją wszystkich trzech wyżej opisanych wyzwań. Bowiem wystrzelenie setek pocisków na raz wymaga wielu platform (wyrzutni, samolotów, okrętów) skoncentrowanych w jednym miejscu. Ponadto by dokonać ataku saturacyjnego (pociski mają trafić w cel w jednym czasie), potrzeba centralnego systemu pola walki, który pozwoli różnym platformom odpalić uzbrojenie w odpowiednim momencie (Rosjanie tego nie posiadają).
Nadto, Federacja Rosyjska musiałaby mieć zdolność radarowego wykrycia i namierzania celu w czasie rzeczywistym oraz nakierowywania na ten cel pocisków (przekazywanie danych z radaru do wyrzutni-pocisku). Potencjał rosyjski w tym zakresie jest mocno wątpliwy. Rosjanie nie posiadają sieci satelitów radarowych (które i tak się średnio nadają do bezpośredniego naprowadzania pocisków), ich flota samolotów rozpoznania radarowego to latające muzeum w trakcie modernizacji elektroniki, a radary wyrzutni lądowych lub morskich posiadają ograniczenia w postaci horyzontu radarowego (ograniczającego widoczność do circa 50 km) oraz martwych stref. Jednocześnie rosyjska technologia radarowa jest bardzo podatna na nowoczesne środki zagłuszania, co dotyczy tak samo samolotów, jak również okrętów czy radarów lądowych.
W efekcie mity o tym, że Rosjanie byliby gotowi zatopić tak wyposażony okręt w 15 sekund lub nawet minut należy zakwalifikować do kompletnych bredni. Rosjanie chcieliby byśmy myśleli, że posiadają taki potencjał, ale ich technologia i zdolności są wysoce niewystarczające na każdym możliwym poziomie. Od wykrywania, przez namierzanie po naprowadzanie pocisków na cel, a także w zakresie możliwości wyprowadzenia tak dużego ataku saturacyjnego. Tak w zakresie jego zorganizowania (brak systemów zarządzania i przekazywania danych) jak i skumulowania platform gotowych do odpalenia wystarczającej ilości pocisków do przełamania obrony całego zespołu okrętów (np. 3 fregaty).
Najlepiej skrojone do zadań
Reasumując, jeśli Polska ma zamiar skutecznie bronić swoich interesów na Bałtyku, posiadać potencjał do obrony wybrzeża, a także zdominowania wroga na tym akwenie, niezbędnym będzie posiadanie odpowiednio silnej Marynarki Wojennej. Marynarki Wojennej, która będzie dysponowała okrętami o potencjale działania w pobliżu, ale i dalej od polskiego wybrzeża. Takimi, które pozwolą wyprzeć wrogie okręty oraz statki powietrzne z Morza Bałtyckiego oraz pomóc uzyskać dominację powietrzną własnemu lotnictwu.
Okręty klasy fregata są najmniejszymi jednostkami, które pozwalają postawić wielowarstwową obronę powietrzną, a rozmieszczone w odległości ok. 40-50 km od własnego brzegu pozwalają stworzyć głębię. Tak by przeciwnik nie mógł skrycie podejść na taką odległość pod polskie wybrzeże by zagrozić atakiem na infrastrukturę krytyczną z bliskiej odległości. Fregaty mają potencjał multiplikowania potencjału własnych lądowych wyrzutni pocisków przeciw-okrętowych (dzięki przedłużeniu widzenia radarowego, co pozwala MJR atakować poza horyzontem radarowym). Jednocześnie mogą wypierać przeciwnika na tyle daleko, by lotnictwo własne oraz samoloty rozpoznania (AWACS, gdybyśmy takie nabyli) operowały bliżej Morza Bałtyckiego lub w powietrzu nad nim. Co z kolei potęguje odstraszanie jednostek nawodnych przeciwnika.
Połączenie potencjałów: Miecznik+F35+Morska Jednostka Rakietowa dałoby ogromne możliwośći. Okręt odpowiadałby za obronę powietrzną, walkę radioelektroniczną, odstraszanie wrogich okrętów podwodnych oraz nawodnych. Lądowe wyrzutnie pocisków POKR wzmacniałyby odstraszanie jednostek nawodnych, a F-35 operujące na wyższym pułapie mogłyby dominować w powietrzu, zagrażać okrętom nawodnym, a także ze znacznie większej odległości niż radar okrętowy, dostrzegać cele lecące nisko (lub pływające) poniżej horyzontu radarowego. Dzięki nowoczesnym systemom wymiany danych, F-35 mógłby podawać cele dla uzbrojenia okrętu lub Morskiej Jednostki Rakietowej.
Niezwykle istotnym jest również odstraszanie wrogich okrętów podwodnych, które mogłyby podejść skrycie pod polskie wybrzeże i dokonać bądź to minowania ważnych szlaków, bądź ataków na okręty lub też dokonać uderzenia rakietowego na cele na brzegu lub nawet głęboko na lądzie. Tutaj śmigłowce ZOP operujące z fregat mają spore pole do popisu.
Jednocześnie rozmieszczony na pełnym morzu zespół fregat przejmuje rolę głównego celu dla wrogiej floty i lotnictwa. Te zamiast uderzać w nieruchomą, łatwą do trafienia a także bardzo kosztowną i ważną dla funkcjonowania całego państwa infrastrukturę, muszą skupić się na próbie wyeliminowania polskich okrętów, które nie tylko nie są bezbronne, ale i stanowią zagrożenie. Należy się bowiem zastanowić, czy lepiej jest ryzykować okrętem wartym 3 mld złotych, który stanowi bardzo trudny, ruchomy cel dla Rosjan, czy też chcemy ryzykować znacznie bardziej wartościowymi obiektami (jak np. gazo/nafto porty), których zniszczenie będzie miało znacznie poważniejsze konsekwencje dla państwa, społeczeństwa oraz także obronności kraju.
Wielkim i szkodliwym mitem jest, jakoby fregaty stanowiły łatwy cel, który można zniszczyć tanim kosztem (pocisk lub nawet dron). Jest wręcz odwrotnie, fregaty są często najtrudniejszymi do trafienia i zatopienia okrętami w wielu flotach – ponieważ posiadają liczne systemy obrony własnej oraz często strefowej. Tak więc służą też do eskorty i ochrony większych jednostek.
W warunkach Morza Bałtyckiego, Mieczniki mogą stanowić również doskonałe narzędzie ofensywne, które będzie wywierać presję na Obwód Kaliningradzki od strony morza. Dzięki wysokiej autonomii oraz dobremu uzbrojeniu, fregaty mogą stanowić jeden z elementów blokady morskiej rosyjskich portów (wspierane przez lotnictwo, okręty podwodne a także Morską Jednostkę Rakietową z lądu). Jest to zupełnie możliwe, ponieważ tak samo jak polskie radary rozstawione na brzegu, tak samo rosyjskie są ograniczone horyzontem radarowym. Tym samym Rosjanom trudno byłoby kontrolować to, co się dzieje w odległości ok. 50 km od linii brzegowej. Chyba, że wysłali okręty na pełne morze lub samolot.
To jednak wiązałoby się z ryzykiem utraty jednostek w walce z przeciwnikiem znacznie lepiej uzbrojonym oraz posiadającym technologiczną przewagę. Jednocześnie okrętów o większej autonomii nie da się zastąpić tańszymi środkami. W czasie złej pogody ani drony, ani mniejsze okręty ani czasem nawet samoloty nie mogą podejmować misji (samolot może np. osiągnąć odpowiednio wysoki pułap, ale wówczas jest widziany przez wrogi radar i stanowi łatwy cel). Zawieszenie aerostatów z radarami także nie załatwia sprawy, bowiem stanowią one również łatwodostrzegalny i bezbronny cel. Przeważnie pierwsze uderzenie napastnika zaczyna się od oślepiania i ogłuszania obrońcy. Innymi słowy, pierwsze pociski rakietowe i bomby spadają często na stacje radarowe, nasłuchowe etc. Tak więc w 1 minucie wojny polskie wybrzeże zostałoby bez oczu.
Nadto bezzałogowe statki powietrzne są z jednej strony użyteczne (by przyjrzeć się ewentualnemu celowi z bliska – w czasie pokoju), ale z drugiej nie posiadają radarów (to są ciężkie urządzenia). Tak więc dron widzi tylko to, co jest w zasięgu jego sensorów optycznych a jednocześnie nie posiada zdolności naprowadzania pocisków. Przekazuje tylko sam obraz.
Samoloty rozpoznania radarowego – AWACS-y (nawet te bezzałogowe, gdyby takie w przyszłości miały się pojawić), żeby lepiej widzieć, muszą latać wysoko. Na tym owiem polega sens wynoszenia radarów w górę, by zniwelować czynnik kulistości ziemi i widzieć dalej, poniżej horyzontu radarowego stacji naziemnych. Im wyżej samolot z radarem się wznosi tym dalej widzi, ale z drugiej strony sam jest widoczny z większej odległości. Tak więc by nie obawiać się zestrzelenia takiej maszyny, należy maksymalnie daleko wypchnąć wrogie systemy przeciwlotnicze (tak myśliwce, jak i okręty – jeśli chodzi o Bałtyk). W tym kontekście należy mieć więc okręt z dobrą OPL wysunięty maksymalnie daleko od brzegu. Chyba, że chcemy inwestować w 150 myśliwców, które musiałyby non-stop patrolować na zmianę polskie niebo nad wybrzeżem lub Bałtykiem. Ta ostatnia opcja jest jedną z najdroższych – tak w stworzeniu jak i utrzymaniu (paliwo, serwis, uzbrojenie).
Podstawowe parametry jednostek (dane aktualne z PGZ Stocznia Wojenna)
- Długość całkowita – ok. 138 m,
- Szerokość maksymalna – ok. 20 m,
- Wysokość – ok. 10 m (1 pokład),
- Wyporność maks. (łącznie z wyposażeniem dodatkowym i poszyciem) – ok. 7 tys. t.,
- Zasięg – ok. 8 tys. mil morskich,
- Prędkość maks. – 28 węzłów,
- Napęd – 4 silniki tłokowe wysokoprężne w układzie CODAD,
- Załoga – 120 osób + ok. 60 osób dodatkowego personelu.
*dziękuję autorowi, Krzysztofowi Wojczalowi, za zgodę na publikację tekstu na twojepanstwo.pl
*całość analizy 'Po co nam Marynarka Wojenna?’:
https://www.krzysztofwojczal.pl/wojskowosc/po-co-nam-marynarka-wojenna/
foto: materiały własne autora
* inne publikacje na temat obronności Polski :
https://twojepanstwo.pl/polska-obronnosc-w-czasach-przedwojennych/
Zapisz się na powiadomienia o nowych analizach na twojepanstwo.pl