Przejdź do treści

POLSKA OBRONNOŚĆ W CZASACH PRZEDWOJENNYCH

Żyjemy w najbardziej krytycznym momencie od zakończenia drugiej wojny światowej. Czasie przedwojennym. Następne dwa lata zadecydują o wszystkim – tak dramatycznie mówił premier Donald Tusk w pierwszym od objęcia urzędu wywiadzie prasowym.

Koalicja 15.X jest u władzy niespełna rok, ale ponieważ część jej liderów rządziła już Polską dwie kadencje i współdpowiada za obecny stan bezpieczeństwa, przyjrzyjmy się, jak Polska, państwo frontowe, poważnie traktowało i traktuje sprawę strategiczną, o znaczeniu egzystencjalnym, jaką jest obronność. Przekierujmy obiektyw z paradnych defilad święta Wojska Polskiego na codzienność.

STRATEGIA

Grubo ponad dwa lata od wybuchu wojny nie doczekaliśmy się dokumentu Strategii Bezpieczeństwa Narodowego, dopasowanego do radykalnie zmienionych realiów bezpieczeństwa. Na szczęście nie jest to wielki problem, ponieważ poprzedniej, uchwalonej w 2020 roku, i tak nikt nie realizował. PIS nie chciał wzmacniać prezydenta Dudy, przewidzianą w strategii ustawą o Zarządzaniu Bezpieczeństwem Narodowym. Obecna władza tym bardziej. Doceńmy, że o kluczowych sprawach państwa decydują zazdrośnickie rozgrywki silosów władzy, pogłębiane przez kuriozalne na tle innych państw, usytuowanie ustrojowe urzędu Prezydenta. Rodzi ono permanentne kolizje kompetencyjne z premierem i szefem MON, a za strategię Polski, służyć ma najwyraźniej zawierzenie się opiece NATO lub oczekiwanie na kolejny cud nad Wisłą.

OBRONA CYWILNA I SCHRONY

Kolejny obszar, tym razem bardzo praktyczny, zdawałoby się niezbędny do kompleksowego uregulowania i zorganizowania w czasach wojny za miedzą, to ochrona ludności i obrona cywilna (OC). Prace nad stosowną legislacją trwają w państwie frontowym od, bagatela, kilkunastu lat. Wejście w życie ustawy z 11 marca 2022 r. o obronie Ojczyzny dodatkowo spowodowało lukę prawną, ponieważ usunięto przepisy o powszechnym obowiązku obrony RP z 1967 roku, w zakresie funkcjonowania obrony cywilnej. Luki nie usunięto od 30 miesięcy wojny i ma to określone konsekwencje. Zainteresowane instytucje alarmują m.in., że nie wiadomo, kto odpowiada za zarządzanie budowlami ochronnymi.

Temat OC dobrze obrazuje relacje resortu obrony ze środowiskiem eksperckim. Kiedy doszło do agresji Rosji na Ukrainę, niezależni analitycy spontanicznie zgłaszali gotowość udzielenia klasie politycznej wsparcia merytorycznego. Partie w Polsce nie od wczoraj cierpią na brak dedykowanych kadr, specjalizujących w zagadnieniach bezpieczeństwa państwa (i nie tylko). Posłanka będąca dziennikarką i byłą ministrą edukacji, komentuje autoratywnie ‘brak’ potrzeby zakupu śmigłowców przez Wojsko Polskie, a ekonomista udaje eksperta od Marynarki Wojennej. Specjalizacją polityków były od dekad nie postulaty pozytywne, tylko krytykowanie każdego zakupu modernizacyjnego dla rdzewiejącej armii i chęć redukcji jej liczebności. Przegląd biogramów sejmowej komisji obrony narodowej (SKON) ujawnia osoby przypadkowe, bez przedmiotowych kwalifikacji, ani doświadczenia. Nie jest przypadkiem, że po wybuchu wojny prawie żadna partia nie przedstawiła kompleksowego programu wyborczego w obszarze obronności. Braki elementarnej wiedzy, widoczne w wystąpieniach publicznych polityków, od dawna wywołują ból głowy fachowców militarnych. Legendarną wręcz postacią w poprzedniej kadencji Sejmu był wiceprzewodniczący SKON, obiekt kpin nawet ze strony sympatyków swojej opcji politycznej. Po wyborach osoba ta została wiceministrem obrony, mającym zwyczajowo wspierać szefa resortu… właśnie merytorycznie. Nic dziwnego, że specjaliści, najczęściej z pobudek patriotycznych, chcą dzielić się wiedzą z politykami. Wiele wskazuje na to, że polscy decydenci, pochłonięci walką polityczną i kampaniami wyborczymi, taką wiedzą nie są zainteresowani. Być może otoczenie MON pozyskuje rekomendacje kanałami nieoficjalnymi, jak w przypadku ‘Operacji Szpej’ (o czym szerzej za chwilę), natomiast sądząc po opiniach środowiska, dominuje wyniosły majestat urzędniczy, kafkowska biurokracja i rutynowe besserwiserstwo.

Na wykładzie w Sejmie, zaoferowanym parlamentarzystom przez ekspertów pro bono tuż po wybuchu wojny, pojawiła się garstka posłów i senatorów. Prawdopodobnie jedyne ponadpartyjne forum na temat obronności, gromadzące decydentów i ekspertów, zorganizowano pod auspicjami BBN. To zdecydowanie za mało. Media głównego nurtu, uwikłane w walkę partyjną, nie wywiązują się z obowiązku organizowania debaty publicznej. W roli dyżurnych ekspertów pojawiają się tam emerytowani generałowie, często po Akademiach Ludowego Wojska Polskiego, wieszczący przed wojną szybki upadek Ukrainy. Zamiast pogłębionej, systemowej dyskusji o stanie polskiej armii, dominuje karuzela chwytliwych deklaracji zakupowych i komentowanie wydarzeń frontowych na Ukrainie.

W interesującym nas temacie jedyny ekspercki zespół, zajmujący się opracowaniem rozwiązań dla budowli ochronnych na poziomie ministerialnym, został rozwiązany pod koniec kwietnia. Jego rolę przejęła biurokracja MSWiA, bez kwalifikacji i uprawnień, która nie zaprojektowała w życiu jednego schronu. Szef resortu był w tym czasie pochłonięty własną kampanią do Parlamentu Europejskiego. Petycja specjalistów z poprawkami do przepisów oderwanych od rzeczywistości technicznej została zignorowana. Mamy zatem do czynienia z niekompetencją, świadomie odrzucającą wsparcie merytoryczne w strategicznym dla społeczeństwa obszarze.

No dobrze, ale może zapaść legislacyjna w ochronie ludności i obrony cywilnej nie przeszkadza w poprawnym jej funkcjonowaniu i nie ma potrzeby bić na alarm? Otóż według raportu NIK z marca 2024 roku, państwo polskie zapewnia na wypadek wojny miejsca ochronne dla… 4% ludności cywilnej. 70% z tych 4% nie spełnia technicznych wymogów, a 80% Polaków nie wie, gdzie się znajdują. Brak uregulowania definicji i norm technicznych uniemożliwia faktyczną ocenę liczby i jakości schronów oraz tworzenie takich miejsc.

Sprawdziłem, jak polskie 4% wypada na tle innych państw wschodniej flanki NATO. Finlandia gwarantuje ukrycia i schrony dla 85% ludności. Szwecja 70%. Norwegia dla 50%. Litwa dla 30% i razem z pozostałymi krajami bałtyckimi jest w trakcie intensywnych inwestycji. Słowacja deklaruje miejsca bezpieczna dla wszystkich obywateli. Trudno znaleźć zbiorcze informacje o OC w Czechach, natomiast południowi sąsiedzi uregulowali tę dziedzinę już w rok po wejściu do NATO, ponad dwie dekady temu, a w Pradze przygotowano dla mieszkańców 550 tys miejsc bezpiecznych. Wbrew wypowiedziom prezydenta Warszawy, raport NIK i praktycznie wszyscy znani mi eksperci są zgodni, że warszawskie metro nie spełnia wymogów schronu lub schronienia dla mieszkańców na wypadek ataku powietrznego, a jedynie ukrycia doraźnego. To samo dotyczy, nie tylko w Warszawie, parkingów podziemnych i piwnic. Wymogi ochronne od dekad nie istnieją prawnie, a nawet kiedy pojawiały się na etapie projektowania, jak w przypadku linii M1, to w trakcie realizacji rezygnowano z przewidzianego wyposażenia, które pozwalałoby (hermetyczność, wentylacja etc) uznać budowlę za ochronną.

Podsumowując ten wątek. W działaniach polityków nie widać poczucia pilności, która byłaby naturalną reakcją na nadzwyczajność sytuacji, o której mówił premier Tusk, a wraz z nim wielu polityków zachodnich. Polska nie jest w żadnym aspekcie ochrony ludności cywilnej gotowa na wypadek konfliktu zbrojnego, a tempo uchwalania krytycznie potrzebnych aktów prawnych jest skandaliczne. Obecny Sejm zdołał przez pół roku uchwalić w sumie zaledwie 20 ustaw, wiele z nich to jednostronicowe nowele, co stanowi rekord lenistwa po 1989 roku. Przywódcy państwa byli w tym czasie pochłonięci permanentną kampanią przed wyborami samorządowymi, a potem europejskimi, po których wyjechali na wakacje. Sala obrad Sejmu świeci pustkami. Szef MON dzieli swe obowiązki obronne z prowadzeniem agitacji skierowanej do przedsiębiorców, czy rolników. Bezwład biurokracji potęgują choroby polskiej partiokracji, jak obsadzanie stanowisk sekretarzy stanu osobami z rozdzielnika partyjnego. Zważywszy, że mówimy o zaledwie aktach prawnych, które dopiero potem muszą być przekute na konkretne polityki, a te na działania, nie ma mowy w tym obszarze o gotowości Polski na konflikt z Rosją w najbliższych latach.

Update: 8 sierpnia epopeja legislacyjna odnotowała kolejny odcinek. Projekt ustawy o ochronie ludności i obronie cywilnej został przyjęty przez Stały Komitet Rady Ministrów i skierowany do dalszych prac rządowych. Prawdopodobnie skala problemu pomału dociera do polityków, skoro w projekcie planuje się przeznaczać na OC co najmniej 0,3 % PKB, co jest pocieszające, zważywszy, że jeszcze 3 lata temu na schrony wydawano z budżetu 200 tysięcy złotych rocznie.

MODERNIZACJA SPRZĘTU WP

Przyjrzyjmy się teraz, jak po wejściu do NATO, Polska podnosiła standardy i unowocześniała sprzęt wojskowy. To stały, tragikomiczny leitmotiv od 25 lat. Modernizacja sił zbrojnych na papierze, czyli jak mawiają dostojnicy wojskowi: jest kwit – jest git. Każdy nowy prezydent, rząd, minister czuł się od dekad w obowiązku nie realizować, tylko podważać dokumenty strategiczne poprzedników, wyprodukować własne, po czym z fanfarami ogłosić je na konferencjach, w tonie przewrotu kopernikańskiego, a następnie porzucić ich realizację. Arcypoważnie brzmiące nazwy dokumentów, jak Strategiczne Przeglądy Potrzeb Wojska Polskiego; Plany Rozwoju Sił Zbrojnych, czy Plany Modernizacji Technicznej (PMT) nie były warte więcej, niż papier, na którym je zapisano. Na przykładzie tylko planów modernizacyjnych: PMT uchwalany w 1997 roku z perspektywą 15-letnią (‘Armia 2012’) zastąpiono nowym już po 4 latach. PMT z roku 2009 z perspektywą dekady, był nieaktualny już w 2013. Do złudzenia przypomina to fikcyjne planowanie z lat PRL i nie jest to jedyna pozostałość poprzedniej epoki w wojsku. Z 13 programów zbrojeniowych uznanych za priorytetowe w 2013 roku, po 5 latach podpisano umowy wykonawcze w trzech, co było i tak jednym z lepszych wyników, na tle poprzednich lat. W efekcie w 2022 roku większość ciężkiej techniki, o żywotności przewidzianej na 35-40 lat, przekraczała ‘datę przydatności do użycia’, pamiętając czasy Gierka i Jaruzelskiego. Ponad 70 proc. czołgów, około 70 proc. wozów bojowych piechoty, ponad 80 proc. artylerii, 90 proc. broni przeciwlotniczej oraz 70 proc. śmigłowców dowodziło, że wojsko to najmniej zdekomunizowany obszar w III RP. Wiek sprzętu to nie tylko metryka, ale i problemy z bezpieczeństwem, utrzymywaniem sprawności, częściami zamiennymi i materiałami eksploatacyjnymi. (rozwiązywane wschodnim zwyczajem kanibalizowania jeszcze starszego sprzętu). Gdyby nie wojna i oddanie Ukrainie istotnej części antyków, jak T-72M, prawdopodobnie dekadencja byłaby kontynuowana.

Kompulsywne zakupy modernizacyjne, trwające od początku 2022 roku to po prostu próba desperackiego, pośpiesznego zaspokajania potrzeb, o których wojskowi i decydenci wiedzieli dokładnie od wstąpienia Polski do NATO. Sami identyfikowali te potrzeby w ignorowanych potem planach modernizacyjnych. Program pozyskania okrętów podwodnych nowego typu (OPNT) o kryptonimie Orka, od 27 lat jest w fazie papierkowo-gawędziarskiej i przy obecnym tempie, zakończy za dekadę, dwie lub wcale. Mimo, że koszt trzech okrętów podwodnych, dających zdolności nie zastępowalne przez inne systemy, to 1.5% wydatków modernizacyjnych planowanych do 2035 roku. Topniejące szeregi podwodniaków dumnie pozują w soszial mediach na retuszowanych zdjęciach jedynego polskiego okrętu podwodnego ‘Orzeł’. Nie wspominają, że wraz z rumuńskim ‘Delfinuk’ i indyjskim ‘Sinhughosh’ równie dumnie dzierży on palmę najstarszej jednostki na świecie, niebezpiecznej dla życia załogi.

W wywiadzie z Łukaszem Maziewskim, anonimowy oficer rezerwy podsumowywał niedawno stan Marynarki Wojennej (MW) mniej więcej tak:
Nie ma na czym pływać. Bazy pozbawione ochrony. Rozłożona logistyka. Niewydolny system dowodzenia. Uciekające kadry. Rozsypujące fregaty. Kanibalizacja okrętów rakietowych. Jasne strony w polskiej marynarce? Może latarnie morskie.

Należy uczciwie przyznać, że pozytywów jest więcej. Powszechnie chwalone zakupy nowoczesnych niszczycieli min typu Kormoran, produkowanych, co kluczowe, w polskich stoczniach. Realizacja, również przez rodzime podmioty programu Miecznik, czyli pozyskania trzech nowoczesnych fregat wielozadaniowych, typu Arrowhead 140. W końcu budowa dwóch okrętów rozpoznania radiolektronicznego programu ‘Delfin’, zakupionych w SAAB, ale z polskim podwykonawstwem. To nabytki budzące uznanie nawet, jeśli trzeba poczekać parę(naście) lat na włączenie ich do służby. Po wielu latach sztilu, symboliczny okręt MW nabiera (bardzo, bardzo pomału) wiatru w żagle, odzyskuje siłę napędową i funkcjonalność, choć jeszcze nie wiemy na jak długo i czy dotrzemy do portu. Pozostaje pytanie, czy powyższe zakupy wynikają z autentycznego zrozumienia roli MW w ochronie interesów strategicznych Polski na morzu i wybrzeżu. A rola ta wybiega daleko poza rolę stricte militarną, obejmując m.in. ochronę infrastruktury krytycznej w energetyce i szlaków handlowych. Sprawa Orki to dobry test, czy grozi nam powrót do traktowania MW po macoszemu. Decyzja ma zapaść do końca tego roku.

Nie ma tu miejsca na wymienianie wszystkich opóźnień modernizacji sprzętowych WP, lista jest zbyt długa i zamieniłaby się w litanię żalów i zgryźliwości.
Wskażę tylko dwa, specjalnie dla czytelników o usposobieniu liberalnym, których rutynowym instynktem jest tłumaczenie patologii brakiem pieniędzy. Postaram się odczarować szkodliwy mit nie stać nas i wykazać, że bardzo często decydują nie finanse, tylko wola i wyobraźnia polityczna (lub jej brak.)

TYTAN

Zacznijmy od programu Tytan, prowadzonego w bólach od 2007 roku, dotyczącego spraw dla żołnierzy elementarnych. Składa się on z kilkudziesięciu projektów dotyczących wyposażenia osobistego, począwszy od umundurowania, przez środki ochrony; łączność, optoelektronikę, a skończywszy na systemach uzbrojenia, takich jak uznany karabinek Grot. Celem programu jest, poza większym komfortem, zwiększenie szans żołnierzy na przeżycie, wzrost odporności na trudne warunki atmosferyczne oraz zdolności do walki w terenie zurbanizowanym i w nocy. Mniej oficjalnym celem jest wprowadzenie żołnierzy w nowy wiek i skończenie z obyczajem kupowania przez nich własnego wyposażenia, jak, nie przymierzając, rosyjskie mobiki w Ukrainie.

Program Tytan, jak pozostałe, jest trawiony plagą opóźnień w operacjonalizacji. Przez 20 lat część z wyjściowych założeń się zdezaktualizowała i trzeba było wracać do bloków startowych. Postęp technologiczny, np. w optoelektronice, oznacza szybkie starzenie się produktów. Przez wzajemne powiązanie, opóźnienie jednego projektu, na przykład munduru, blokowało rozwój innych, choćby kamizelek w identycznym kamuflażu. Żołnierz Przyszłości, bo tak brzmi inny kryptonim Tytana, co chwila okazywał się żołnierzem przeszłości. Ten węzeł gordyjski wymagał przecięcia i wszystko wskazuje na to, że takim cięciem jest Operacja Szpej. Z pewnością zgłosi się wielu ojców tego przedsięwzięcia, jeśli zakończy się sukcesem, na razie odnotujmy budzące optymizm symptomy: zgodne działanie resortu obrony i sztabu generalnego (SG); kontynuacja dobrych praktyk zakupowych poprzedników (kamizelki, karabinki); konsultacje, także nieformalne, ze środowiskiem eksperckim oraz samymi żołnierzami; Współpraca i decyzyjność to banalny i niewiarygodnie rzadko stosowany przepis na bolączki armii.

Do końca 2024 roku ma być wycofane ostatnie 20 tysięcy stalowych hełmów wz. 67, wstydliwy symbol wizerunkowego obciachu ćwiczeń rezerwy, czy DZSW. Z wojskowych magazynów mają zniknąć także inne złogi cywilizacyjne WP m.in. karabinki AKMS, pistolety P-64 i P-83, czy szelki wz. 988 (tzw. Lubawka) które już w momencie wprowadzania w połowie lat 90-ych, wzorowały się na zimnowojennych rozwiązaniach amerykańskich, od których sami Amerykanie odchodzili. Wg mojej wiedzy żaden z krajów NATO, poza Turcją i Japonią, nie korzysta dziś ze stalowych hełmów, przy czym japoński jest o ⅔ lżejszy od polskiego.

Przyśpieszono prace nad postulowaną od lat aktualizacją tzw. tabel należności, co ma zwiększyć ilość wyposażenia osobistego i skończyć partyzanckie samoekwipowanie.
Przykładem są kamizelki kuloodporne i przeciwodłamkowe, które będą w końcu przysługiwać wszystkim żołnierzom służby czynnej i rezerwistom. Być może za jakiś czas znikną bezlitosne grafiki, zestawiające ilość i jakość wyposażenia osobistego, zapewnianego żołnierzom Polski i np. w Czechach. Niestety to nad Wisłą kultywowało się tradycje armii wojaka Szwejka.

Priorytetem „Szpeja” są również dostawy nowego umundurowania, jeszcze pilniej potrzebnego, przy rosnącej liczebności armii. Testy mundurów z programu Tytan trwają m.in. w 18 Dywizji Zmechanizowanej, a w Wojskowym Zgrupowaniu Zadaniowym „Podlasie” sprawdzana jest kurtka ocieplająca opracowana na wniosek żołnierzy przez Wojskowy Ośrodek Badawczo-Wdrożeniowego Służby Mundurowej (WOBWSM.) Pojawiają się typowo polskie narzekania, wynikające z dążenia do wymarzonej doskonałości, podczas gdy wojsko latami skazywane jest na standardy wschodnie. Warto kierować się pragmatycznością i pamiętać, że lepsze jest wrogiem dobrego.

Dochodzimy do sedna. W przypadku projektu Tytan mówimy o rzeczach absolutnie elementarnych, które na nieszczęście dla żołnierzy, są dla dlecydentów nie dość sexy, by pozować na ich tle do zdjęć wyborczych. Okazuje się dziś, że zgłaszane od dekad problemy, można rozwiązać w krótkim czasie i za relatywnie niskie pieniądze, na które stać nas było od dekad, tylko machina biurokratyczna żyjąca z gonienia króliczka wolała go nie złapać. 500 mln PLN za kilkadziesiąt tysięcy kamizelek kuloodpornych, czy 150 mln PLN za 85 tys hełmów kewlarowych, nie robi wrażenia przy setkach miliardów wydawanych na ciężki sprzęt.

Mini-AWACS

Kolejny przykład braku woli politycznej, za który płaci bezpieczeństwo państwa, a ostatecznie i wizerunek polityków, to lotniczy system wczesnego wykrywania, identyfikacji, ostrzegania i kontroli (AWACS). Nie będzie przesadą twierdzenie, że w dniu wybuchu wojny był dziurawy jak sito, razem z polskim systemem obrony przeciwlotniczej (OPL). Większość sprzętu OPL wywodzi się do dziś z poprzedniej epoki, a po oddaniu znacznej części Ukrainie, Polska musiała ratować się bateriami Patriot sojuszników. Programy Wisła i Narew są powszechnie chwalone za kompleksowe podejście, nie zmienia to faktu, że potrzeba wielu lat na dostawy zamówionego w ramach nich sprzętu, szkolenie i osiągnięcie gotowości bojowej. Tymczasem ‘zaginiony’ przez pół roku rosyjski pocisk manewrujący Ch-55, który rozbił się pod Bydgoszczą i prowokacyjne grasowanie śmigłowców białoruskich nad polskimi wsiami przygranicznymi, uświadomiły opinii publicznej braki w systemach rozpoznawczych. Wrogowie Polski wiedzą o nich tym bardziej.

Jak zareagowano? W trybie pilnej potrzeby operacyjnej pozyskano cztery stacjonarne sterowce z radarami wczesnego ostrzegania (program Barbara) i służące podobnym celom, dwa samoloty mini-AWACS. Od lat wojskowi i eksperci domagali się systemów wykrywających pociski manewrujące, czy bezzałogowce, lecących poniżej pułapu wykrywania przez radary naziemne. Używanie tylko naziemnych sensorów, ogranicza nie tylko skuteczność rozpoznania, ale i całego systemu walki powietrznej, np. samoloty F-16 wykorzystują w takim przypadku 60% swojego potencjału. Jeden z emerytowanych generałów lotnictwa, komentowanie kupna nowych systemów zaczął od poirytowanego pytania: A dlaczego tak późno? I rzeczywiście nie ma żadnego racjonalnego wytłumaczenia na zwłokę, skoro dwa samoloty wczesnego rozpoznania SAAB340 pozyskano w niespełna rok za śmieszną na tle innych wydatków zbrojeniowych kwotę 200 mln PLN. Wystarczyła wola polityczna. Gdyby była wcześniej, Polska dawno byłaby w posiadaniu także sterowców (deliberowanie trwa od co najmniej 7 lat), czy kolejnego elementu systemu – satelitów. Po obecnych reaktywnych zakupach, musimy czekać na dostawy parę lat, nie będąc gotowym na konflikt.

Podsumowując: po wejściu Polski do NATO, polska klasa polityczna poczuła się zwolniona z wysiłku modernizacji sił zbrojnych. Nie dokonano generacyjnej wymiany sprzętu. Część elit naiwnie uwierzyła w ‘koniec historii’ i wieczny pokój w Europie. Inni będą zawsze traktować obronność ideologicznie, nie jako dziedzinę strategiczną, tylko bezproduktywną i przynoszącą ‘straty’. Jedni i drudzy ignorowali art. 3 traktatu NATO, nakładający na członków obowiązek budowania własnych zdolności obronnych. Obecne desperackie zakupy zbrojeniowe to przeskok nie o jedną, a dwie epoki, co rodzi wyzwania adaptacyjne. Jednym z nich jest stan finansów publicznych.

FINANSE

Między wstąpieniem Polski do NATO, a rokiem 2015, czyli w ciągu 16 lat, na modernizację armii wydano łącznie około 70 mld złotych, rocznie 0.2 – 04% PKB ( wydatki majątkowe działu nr. 752 budżetu) W latach 2015-2021 było to ok. 80 mld. W kwotach tych uwzględniano nie tylko nowe zakupy i wydatki na B+R, ale przede wszystkim koszty remontu coraz starszego sprzętu. Te kwoty korespondują z fikcyjnymi planami modernizacji, przedstawianymi wcześniej w tekście. Jeśli nie liczyć skumulowanych płatności za F-16 w 2015, kraj frontowy nad Wisłą dopiero po 20 latach w Sojuszu Pólnocnoatlantyckim i kilku agresjach Rosji wobec sąsiadów, zechciał zacząć wydawać zalecano przez NATO minimum 0.6% PKB na modernizację.

Nie jest prawdą, że Polski nie było stać na unowocześnienie wojska po akcesji do NATO. Politycy podjęli świadomy wybór, by nie uznawać krytycznej dla państwa sfery bezpieczeństwa za priorytetowej dla partyjnych interesów. Priorytetem były na przykład monstrualne subsydia dla antyrozwojowego górnictwa (ponad 260 mld złotych do 2022 roku). Chyba nie trzeba tłumaczyć, jaka była motywacja takiego wyboru.

W latach 2017-2015 nie było roku, by kierownictwo resortu obrony nie zwróciło do budżetu miliardów, w ramach oszczędzania. Pomimo permanentnego wzrostu gospodarczego, ministrowie obrony, mający reprezentować interesy armii, chwalili się publicznie cięciami, a ministrowie finansów, faktycznie zarządzający polityką ‘obronną’, odbierali nagrody od finansjery zagranicznej za realizację agendy austerity, czy jak kto woli: pieniędzy nie ma i nie będzie. (Jan Vincent Rostowski został nagrodzony przez pismo ‘The Banker’ w 2010 roku, a przez pismo ‘Emerging Markets’, na corocznych spotkaniach Banku Światowego i MFW, w latach 2009 i 2012)

Nie dowiemy się pewnie nigdy, ile w tym szaleństwie było deficytów myślenia strategicznego, a ile buchalteryjnej ideologii neoliberalizmu. W jej polskim ujęciu koncept państwowości zredukowany jest do gospodarki, równoważenie budżetu to obsesyjny cel sam w sobie, instrumenty dłużne są demonizowane, a wzrost PKB to zawsze synonim rozwoju. Tymczasem PKB nie mówi nic o stabilności fundamentów ustrojowych, trwałości paliwa rozwoju gospodarczego i
dbałości o sprawy strategiczne, takie jak obronność właśnie. Dom budowany na piasku może stać latami, ale jego rozpad jest przesądzony, jak w przypadku I RP i PRL.

Doktryna taniego państwa nieuchronnie oznaczała, przepraszam za dosadność, dziadowskie państwo i dziadowską armię. Z taką wkraczamy w czas przedwojenny. Modernizację należało prowadzić konsekwentnie od akcesji do NATO i rozłożyć konieczne wydatki na lata. Uniknelibyśmy wówczas obecnej paniki zakupowej i nałożenia się wielu wyzwań finansowych (covid, transformacja energetyczna, wstrząsy powojenne, procedura nadmiernego deficytu). Przed covidem i agresją Rosji na Ukrainę nie mieliśmy do czynienia, jak dziś, z ogólnoświatowym szałem zbrojeń, zerwanymi łańcuchami dostaw, lichwiarskimi cenami sprzętu i podwyższoną wyceną rządowych papierów dłużnych.

Chytry dwa razy traci i podobnie tracimy jako państwo na chronicznym niedofinansowania polskiego przemysłu obronnego, przez co w dłuższej perspektywie, finansujemy przemysł obcy. Jeszcze inną aberracją jest mikroskala nakładów na Badania i Rozwój (B+R), w Polsce nie przekraczających 1% wydatków obronnych, w krajach zachodnich kilkukrotnie większych. Skąpstwo prowadzi do kuriozów, jak nie wydawanie nowego oporządzenia żołnierzom ‘żeby się nie zużyło’ na ćwiczeniach, czy tylko jeden egzemplarz prototypu badanego sprzętu, co wydłuża proces atestacji, choćby Borsuka. Przez krótkowzroczność i nieracjonalność sami oddajemy przewagi technologiczne zagranicznej konkurencji, a złośliwcy dość powszechnie szepczą, że niektórzy politycy i wojskowi mają w tym osobisty interes.

Ewidentnie niektórzy z nich mają problem z przyswojeniem, że na wydatkach strategicznych nie wolno oszczędzać oraz, że potrafią mieć one nie tylko charakter egzystencjalny, ale i rozwojowy dla gospodarki. (co stwierdziły w przypadku polskich zakupów zbrojeniowych, raporty Komisji Europejskiej, banku Credit Agricole oraz agencji ratingowej S&P )

Według zgodnej opinii analityków, nadrobienie dekad zaniechań nie jest możliwe w kilka lat. Miejmy nadzieję, że plan modernizacji do 2035 roku będzie pierwszym realizowanym konsekwentnie i ponadpartyjnie. Jeśli tak się stanie, Polska przez kolejne 13 lat będzie dysponować łącznie ponad 2 bilionami PLN na nadrabianie zaniechań ostatnich dekad. A wielkie kwoty na modernizację sprzętu, którymi tak chętnie wywołuje się dreszcze opinii publicznej, to w praktyce 0.9% PKB/rok

Przyjrzyjmy się krótko największym zagrożeniom. Wspomniana kumulacja obciążeń finansów publicznych związanych z wydatkami na fundusze covidowe, transformację energetyczną, inwestycje infrastrukturalne i modernizację wojska, każe oczekiwać od władz długoterminowego planowania fiskalnego, choćby w postaci odpowiednika Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju (SOR) z 2016 roku. Jak dotąd taka strategia nie powstała i trudno dostrzec, jak obecny resort finansów zamierza zapewnić dla wymienionych wyzwań stabilne finansowanie. Komisja Europejska w opublikowanym w czerwcu Debt Sustainability Monitor przewiduje, że w ciągu najbliższych 10 lat dług publiczny Polski wzrośnie do prawie 77% PKB w 2034.

Nawet uwzględniając częste pomyłki prognoz, nie wiemy na dziś, jakie nowe stałe źródła dochodów mają pokryć podwyższone do 3% wydatki obronne Polski i zwiększoną liczebnie armię. Estonia w zeszłym miesiącu ogłosiła ‘podatek militarny’ tzn. podwyższone o 2% podatki CIT, PIT i VAT. W Polsce nie słyszymy zapowiedzi ani podwyższania podatków, ani cięć wydatków, ani uszczelniania ściągalności danin publicznych (sama luka PIT szacowana jest na 40 mld PLN rocznie). Wręcz przeciwnie. Przy unikalnie niesprawiedliwym, degresywnym systemie podatkowym, władza pomniejsza dochody budżetowe przez kolejne ulgi dla lepiej sytuowanych – preferencyjną składkę zdrowotną dla przedsiębiorców, wakacje ZUS, obniżkę podatku Belki i zerowy VAT dla branży beauty. Krytykowany powszechnie, jako bezskuteczny, projekt dopłat do kredytów, to koszt ok. 20mld dla budżetu.

Cieszy zapowiedź szefa MON, że wydatki na obronność nie będą pomniejszane, natomiast wartość słów w polskiej polityce nie jest wielka. Media ujawniają postulowane przez resort finansów cięcia w Centralnych Planach Rzeczowych. (obok funduszu wynagrodzeń i wydatków bieżących, kluczowa część budżetu MON ). Produkcja czołgów K2PL jest opóźniana o 2 lata przeniesieniem konsorcjum polsko-koreańskiego z WZM w Poznaniu do Bumaru Łabędy w Gliwicach. Nowy prezes PGZ odsuwa o lata badania rozwojowe Ciężkiego Bojowego Wozu Piechoty (CBWP) i Nowego Kołowego Transportera Opancerzonego (NKTO). Równie nieśpiesznie (nie) są zatwierdzane przez BGK i MF umowy wykonawcze na armatohaubice K9PL z 2023 roku (konieczny był aneks) oraz
pozyskanie elementów wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych (WWR) Homar-K (K239 Chunmoo). Brak zatwierdzonego finansowania zwrotnego z Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych (FWSZ) oznacza, że mimo triumfalnego ogłoszenia powyższych nabytków na konferencjach, przedmiotowe umowy nie weszły przez miesiące w życie.

Ustawa o obronie Ojczyzny w art. 40 nałożyła na polskie rządy wymóg przeznaczania co najmniej 3% PKB na obronność, niestety w słowie ‘przeznaczanie’ chodzi o etap planowania, a nie faktycznej realizacji. Politycy otrzymali zatem furtkę do kreatywnej księgowości i w pełni legalnego obniżania nakładów poniżej 3%. Do fanfar i krzykliwych tytułów prasowych o wydawaniu 4% PKB na wojsko trzeba podchodzić z przymrużeniem oka. W 2023 wydaliśmy na obronność nie 4%, jak planowano i ogłaszano, tylko 3.26% PKB, co potwierdziły wyliczenia analityków mediów militarnych i rachmistrzów NATO z raportu opublikowanego 17 czerwca.

Chciałoby się wierzyć, że nauczeni własnymi błędami przeszłości, politycy rozumieją już, że na wydatki strategiczne pieniądze muszą znajdować się w pierwszym rzędzie, a ceną za ich odwlekanie są jeszcze wyższe wydatki w przyszłości. Na dziś ich działania skłaniają do ograniczonego zaufania. Na liczące prawie 30 tysięcy Wojska Obrony Terytorialnej zarezerwowano w budżecie 2024 roku 1.6mld złotych. Na wojska specjalne 0.7mld. Na Służbę Kontrwywiadu Wojskowego, kluczową dla zagrożeń szpiegowskich i wojny hybrydowej – 0.6mld. Tymczasem tylko w jednym miesiącu, maju 2024roku, MF wyemitowało obligacje o wartości 2 mld złotych, przeznaczone dla Polskiej Grupy Górniczej. Na cały 2024 rok, branża górnicza zgłosiła zapotrzebowanie na pomoc publiczną, przekraczającą 10 mld. Jesteśmy absolutnym liderem w emisjach CO2/osobę, natomiast wydatki publiczne na jednego żołnierza, sytuują nas w raportach NATO na 22-im miejscu w sojuszu. Mateusz Sitek, tragicznie zamordowany na granicy polsko-białoruskiej, został upamiętniony nazwaniem jednego z czołgów Abrams swym nazwiskiem. Ważny, symboliczny gest, tyle że symbole nic nie kosztują. Trudniej za życia wesprzeć żołnierzy szkoleniem, cywilizowanym wyposażaniem, systemem dowodzenia, czy jasnymi regułami użycia broni etatowej (na co zwracał uwagę szef BBN). A przede wszystkim szanować ich pracę, z czym część elit ma ewidentny kłopot.

STANDARDY, CZYLI KIERUNEK

Mentalność ‘niestacizmu’ w sprawach egzystencjalnych to nonsens. Kuzyn ‘niestacizmu’ – ‘niedasizm’, to samospełniająca się przepowiednia. Jedyne rzeczy, na które nie stać kraju frontowego to brak kultury strategicznej, fikcyjna doktryna odstraszania i bycie w NATO wyłącznie biorcą bezpieczeństwa, zależnym od dobrej woli innych. Kraju frontowego nie stać na myślenie życzeniowe, że jakoś to będzie ani myślenie magiczne, zawierzające nas opiece Matce Boskiej, co też czynili niektórzy dowódcy WP.

Niedorzecznością jest bogacić się i żałować pieniędzy na ubezpieczenie dobytku i wstawienie zamków w drzwiach. Szaleństwem jest powtarzać błędy szlacheckich przodków, żałujących w XVIII wieku wydatków na armię, wielokrotnie słabszą od przyszłych zaborców. Wojna w Ukrainie to ostatnie ostrzeżenie, jak potop szwedzki, po którym Jan Kazimierz, już w połowie XVII wieku, przepowiadał rozbiory Polski.

Jako kraj frontowy nie mamy prawa ignorować standardów natowskich, nie po to, by bezmyślnie je kopiować, tylko w imię zdrowego rozsądku i własnego interesu. Na pewno politycy nie mają prawa ignorować swoich obowiązków konstytucyjnych i doprowadzać do fikcji obrony cywilnej, czy zabezpieczenia budowli ochronnych dla 4% obywateli. Państwo graniczące z najbardziej agresywnym krajem Europy (60 agresji od 1900) nie ma prawa być w ogonie modernizacji.

STAN OSOBOWY WP

Na tydzień przed wybuchem wojny w Ukrainie, dziennikarze Radia Zet opublikowali raport o stanie polskiej armii (z 2020 roku), ujawniony przez oficera rezerwy i byłego pracownika resortu obrony. Oparty wg radia, na jawnych i tajnych wynikach kontroli NIK w MON. Według sygnalisty, co zakulisowo potwierdziło część analityków, ukompletowanie jednostek w WP było ‘poza jakimikolwiek standardami NATO’ a ‘z trzynastu brygad operacyjnych, zaledwie jedna jest w stanie skompletować powyżej 90 proc. kadry. Kolejne dwie brygady niewiele ponad 70 proc., natomiast pozostałe średnio około 40 proc.”.

Raport jest druzgocący, co do dostępnych zasobów mobilizacyjnych Rzeczpospolitej, fikcji rozwinięcia mobilizacyjnego, stanu zapasów materiałowych i luki szkoleniowej, wywołanej zawieszeniem poboru w 2010 roku. Na szczęście sytuacja ulega poprawie, dzięki powodzeniu projektów Wojsk Obrony Terytorialnej (WOT) ( na starcie bezmyślnie atakowanego po liniach partyjnych) oraz Dobrowolnej Zasadniczej Służby Wojskowej (DZSW) uruchomionej dzięki ustawie o obronie Ojczyzny.

Coroczne rozporządzenia MON umożliwiają wezwanie do 200 tys rezerwistów rocznie na ćwiczenia wojskowe, z czego się nie korzysta. W rekrutacji nowych żołnierzy, władze stawiają przede wszystkim na dobrowolność. DZSW i duży wybór kursów i szkoleń wojskowych (jednodniowe, miesięczne, wakacyjne, trzymiesięczne, roczne) cieszą się ogromnym zainteresowaniem, także ze względu na atrakcyjne wynagrodzenie (np. 6 tys za 27 dni) oraz możliwość zdobycia nowych umiejętności zawodowych. Od stycznia do czerwca 2024 roku DZSW przyciągnęła 15 tys ochotników, a do wakacyjnego programu Trenuj z Wojskiem zgłosiło się kolejne 11 tysięcy. W zależności od czasu trwania kursu, uczestnicy uczą się m.in. pierwszej pomocy, komunikacji i nawigacji, zakładania maski gazowej, rzucania granatami, czy składania i rozkładania broni. Intensywniejsze ćwiczenia obejmują przetrwanie w terenie, taktykę wojskową i obsługę ciężkich pojazdów. Udział kobiet jest istotny i wynosi ok. 30%.

Czy taka formuła przygotowania obywateli na ewentualność wojny wystarcza? Według szefa sztabu generalnego (SG), gen. Wiesława Kukuły oraz według innych krajów wschodniej flanki NATO – nie. Sprawdziłem i obowiązkowe formy służby lub szkoleń, istnieją od zawsze lub zostały przywrócone w ostatniej dekadzie, w Estonii, Litwie, Łotwie, Finlandii, Szwecji, Norwegii, a także m.in. w Austrii, Szwajcarii i Danii. Co bardziej dla Polski zawstydzające, nawet państwa będące poza zasięgiem roszczeń mocarstwowych Rosji, odchodzą od polityki ‘jakoś to będzie’. Francja inicjuje wobec absolwentów szkół średnich projekt służby obywatelskiej, bez ukończenia której nie będą mogli kontynuować nauki na studiach. Z kolei po rocznej debacie publicznej i przekonaniu większości społeczeństwa, niemiecki minister obrony Pistorius, ogłosił w czerwcu plany powrotu obowiązkowej służby od 2025, wzorowanej na modelu szwedzkim. Na razie ok. 50 tys osób rocznie ma być wzywanych na badania medyczne, następnie ok. 5 tysięcy będzie kierowanych na sześciomiesieczne szkolenie. Niemcy zapowiadają również budowę stutysięcznej aktywnej rezerwy.

Tymczasem Polska pozostaje mistrzem Polski, mądrzejsza od wszystkich wokół. Politycy chowają głowę w piasek, szef SG jest wyciszany, a z samej możliwości debatowania o obowiązkowym szkoleniu czyni się tabu. Media, jeśli w ogóle są zainteresowane tematem, to wchodzą w buty polityków i dostarczają im usprawiedliwień: ‘to byłoby samobójstwo polityczne’. Jednym z wyjątków jest propozycja Obywatelskiego Szkolenia Wojskowego sformułowana przez Dawida Błaszkiewicza jako alternatywa dla powszechnego poboru.

Obywatelskie szkolenie wojskowe alternatywą dla obowiązkowej służby. 40 tys. dla każdego!

Jak w wielu innych sprawach strategicznych, kiedy pozostałe kraje reagują na wyzwania czasów, w Polsce triumfuje niedasizm i brak odwagi cywilnej polityków. Wyczuwany przez społeczeństwo, skoro w badaniach uważa ono, że elity – jak w 1939 roku, pierwsze by uciekły z kraju, w wypadku agresji. Koniunkturalizm wyborczy wszystkich partii polskich jest nota bene asekurancki. W badaniach z 2023 roku, aż 70% Polaków pozytywnie odnosiło się do obowiązkowego, 16 dniowego kursu wojskowego dla wszystkich obywateli w wieku 18-55 lat.

https://businessinsider.com.pl/gospodarka/70-proc-polakow-jest-gotowych-przejsc-krotki-kurs-wojskowy/t59gpe6

Władze snują plany ukompletowania istniejących i budowy kolejnych dywizji WP, jednocześnie w realu, między rokiem 2000 i 2022, odsetek Polaków mających jakiekolwiek przeszkolenie spadł z 40 do ok. 20%, a zapaść demograficzna jest niepowstrzymana. Po raz kolejny to zwykli obywatele wyręczają przywódców w rozsądku. Przełamują lęk przed wojną, zgłaszając się na szkolenia, oswajając z bronią, taktyką, swoją rolą w systemie obronnym, by po prostu poczuć się przygotowanym. Również tu zderzają się ze skutkami zaniechań władz po 1989 roku, jak brak infrastruktury i kadry szkoleniowej. Polscy politycy zamiast dawać przykład, postarali się też o przywileje, zwalniające ich ze szkoleń, czy ćwiczeń. W innych krajach nie tylko przywódcy, ale i rodziny królewskie, odbywają służbę wojskową, manifestując swoją rolę służebną i wspólnotową.

PRZEMYSŁ OBRONNY

Polska Grupa Zbrojeniowa w 2019 roku przeszła spod zarządu MON pod skrzydła Ministerstwa Aktywów Państwowych. (MAP) Ruch ten był błędem i skutkował jeszcze większymi rozgrywkami silosów władzy, a nawet walkami personalnymi pomiędzy ministrami, kosztem interesów państwa. Jednocześnie komentatorzy wskazują na kolejną (którą to już?) lukę prawną. Polska nie posiada, nawet na papierze, strategii przemysłowo-obronnej oraz ustawy która zapewni finansowe środki jej realizacji. Nie sposób wskazać w przepisach podmiot, który formalnie odpowiada za rozwój PPO, za to bez trudu widać, że sfera ta jest traktowana z góry przez polityków, armię i Agencję Uzbrojenia. (AU), która w oficjalnych komunikatach, dosłownie pisze, że ‘polski przemysł ma służyć wojsku, a nie odwrotnie’.

Porażający brak zrozumienia, że armia i przemysł muszą być jednym, synergicznym zespołem, a podmiotem, któremu służą jest państwo i jego bezpieczeństwo. PPO i WP to nie odrębne byty, nawet jeśli minister obrony nie lubi się z ministrem aktywów państwowych. W standardzie zachodnim to dwa ramiona jednego organizmu, warunkujące wzajemnie swoją słabość albo siłę. Bez inwestowania i priorytetyzowania zamówień w PPO, nie ma rozwoju krajowych kompetencji, suwerenność technologiczna jest fikcją, co ostatecznie szkodzi całej gospodarce, a w czasie konfliktu armii. Trudno uwierzyć, że nie odrobiono w Polsce lekcji z ostatnich lat, co do skutków finansowych, logistycznych i obronnych uzależnienia się od łaski obcych dostawców.

PPO, jak cała sfera wysokiej techniki, był po 1989 roku niszczony, wyprzedawany albo permanentnie niedoinwestowany. Lekką ręką roztrwoniono kapitał ludzki. Utracono całkowicie lub częściowo zdolności produkcyjne czołgów, śmigłowców uderzeniowych, broni rakietowej, silników, pocisków kierowanych, radarów, systemów łączności i walki elektronicznej, stacji radiolokacyjnych, czy czegoś tak elementarnego jak proch. Zanikły kompetencje w dziedzinie integracji złożonych systemów obronnych. W efekcie , o ile udział sprzętu rodzimej produkcji w Ludowym Wojsku Polskim wynosił około 70%, to w wielkich zakupach zbrojeniowych po 2022 roku nie przekracza on 30% ich wartości. Dla porównania w USA to 80-90%, Francji i Rosji 70-80%, Wielkiej Brytanii i Niemiec 60-70%, Włoszech i Szwecji 50-60%. Przypominam, że ta ostatnia jest sporo mniejsza, a jej PKB nie przekracza polskiego. Jeśli kogoś nie przekonuje argument suwerenności technologicznej, to może buchalterii liberalnej? Wszak PPO to właśnie część produktywna architektury obronnej. Przyjmuje się, że z każdej złotówki zainwestowanej w przemysł zbrojeniowy, do gospodarki wraca co najmniej 85%. Nie przypadkowo, nawet państwa pozwalające sobie w przeszłości na słabszą armię, jak Niemcy, zaciekle konkurowały na rynku eksportowym broni, nie mając żadnych skrupułów dostarczać ją dyktatorom i państwom zbójeckim.

40-milionowy kraj frontowy musi mieć własny, silny przemysł obronny, strategiczną kontrolę nad nim i, na ile to tylko możliwe, odbudowywać własne kompetencje technologiczne. Niezbędne jest szybkie uchwalenie ram prawnych. PPO winien wrócić pod nadzór MON, autentycznie współpracować z wojskiem i korzystać z priorytetowego traktowania. Lobbing zagraniczny, szkodzący polskim interesom, należy wypalać gorącym żelazem. Na wczoraj potrzebna jest ustawa celowa, konsolidująca strukturę PGZ, liczącego dziś 50 spółek i będącego udziałowcem kolejnych trzydziestu. Rozdrobnienie skazuje te podmioty na niskie zdolności produkcyjne, a jednocześnie bratobójcze walki konkurencyjne. Ostatnie awantury wobec programu amunicyjnego, gdzie partie zamiast dostarczać Polsce krytycznych zdolności, organizują tysięczne igrzyska i przerzucają się winą, nie napawają optymizmem.

10 WNIOSKÓW

1.Podstawą skutecznej polityki obronnej musi być myślenie strategiczne, przekute na wolę polityczną i adekwatne finansowanie.
2. Realizacja strategii obronnej musi być ponadpartyjna i ponadkadencyjna.
3. Brak krytycznej legislacji jest niedopuszczalny.
4. Wydatki obronne na poziomie 3% PKB muszą być utrzymane.
5. Należy budować kompetencje PPO i zwiększyć jego udział do minimum 50-60% w sprzęcie WP.
6. Konieczna jest debata o powszechnym przeszkoleniu wojskowym.
7. Należy stworzyć rezerwę amunicyjną, odbudować szkolenie i zaplecze logistyczne WP.
8. Jedynym rozwiązaniem kwestii rosyjskiej jest realne odstraszanie.
9. Krytyczne jest silne przywództwo, reforma ustrojowej pozycji Prezydenta i przecięcie kolizji kompetencyjnych.
10. Potrzebne jest trwałe przewartościowanie myślenia o Polsce jako kraju frontowym.

Autor: Marcin Kwaśniewski

*więcej o sprawach obronności:

https://twojepanstwo.pl/obywatelskie-szkolenie-wojskowe/

https://twojepanstwo.pl/raport-nik-ochrona-ludnosci-cywilnej-na-wypadek-wojny/

 

 

 

Zapisz się na powiadomienia o nowych analizach na twojepanstwo.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *