PIERWSZA METROPOLIA W POLSCE. OSTATNIA NA LIŚCIE.
DIAGNOZA DLA KONURBACJI KATOWICKIEJ
Autor: Jan Bała
Wstęp
1 lipca 2024 roku świętowaliśmy siódmą rocznicę powołania na terenie województwa śląskiego Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii. Po siedmiu latach akronim „GZM” dalej pozostaje obcym dla zdecydowanej większości Polaków. Bardziej niepokojące jest, że akronim ten jest obcy również dla ogromnej ilości mieszkańców tego organizmu miejskiego.
GZM to związek metropolitalny obejmujący 41 miast i gmin na terenie województwa śląskiego. Powstał na mocy ustawy z tego samego roku i jest odpowiedzią na specyfikę tego obszaru. GZM, w przeciwieństwie do ośrodków takich jak Kraków lub Poznań, posiada zauważalnie policentryczny charakter. Poza głównym ośrodkiem centralnym, Katowicami, funkcjonuje wiele lokalnych centrów, których waga wykracza daleko ponad wagę centrum przeciętnej dzielnicy lub przedmieścia Warszawy lub Wrocławia. Tutaj warto wspomnieć o miastach takich jak Gliwice lub Sosnowiec, które ze względu na swój rozmiar, historię lub lokalizację (zazwyczaj koniunkcja wielu takich czynników) wytworzyły i utrzymują swoje własne bazy i kompleksy usługowe, urzędowe, przemysłowe czy turystyczne.
Pomimo zdolności do utrzymania pewnej separacji niektórych sektorów, poziom wzajemnej zależności pomiędzy miejscowościami metropolii jest bardzo duży, a wraz z mobilnością mieszkańców, rośnie. W praktyce oznacza to, że przedsiębiorstwa gastronomiczne w centrum Sosnowca konkurują z całym Katowickim śródmieściem, a nauczyciele ze Świętochłowic uczą w sosnowieckich szkołach. Standard „gminy, powiatu i województwa” nie jest dostosowany do obsługi tych zależności, co oznacza, że administracja publiczna nie jest w stanie odpowiedzieć na wyzwania związane z m.in. depopulacją regionu, suburbanizacją, lub transformacją przemysłową. Sytuacji nie poprawiają istniejące nierówności pomiędzy miejscowościami.
Warto zaznaczyć, iż administracyjne rozbicie jest nierozłącznie związane z historią regionu, a ten wielokrotnie w przeszłości podejmował działania mające na celu konsolidację ośrodka. Najbardziej prominentnym historycznie przykładem jest podział dzisiejszej aglomeracji pomiędzy trzech zaborców — trójstyk granic Cesarstwa Rosyjskiego, Austriackiego i Niemieckiego znajdował się w dzisiejszym Sosnowcu, a granica na rzece Brynicy do dziś dzieli region na niegdyś niemiecki Śląsk i historycznie znajdujące się na obszarze małopolski, Zagłębie Dąbrowskie. Różnice kulturowe i etniczne musiały jednak ustąpić względom ekonomicznym — odnalezienie bogatych złóż surowców naturalnych na zawsze przybliżyło do siebie nowych „ludzi pracy”. To również z powodu dużej wymiany handlowej powstała linia kolejowa łącząca Katowice z Dąbrową Górniczą — tzw. Kolej Warszawsko-Wiedeńska pierwotnie docierała jedynie do granicy Rosyjsko-Austriackiej. To „niedopatrzenie” naprawiono już po kilku latach od otwarcia linii — rola Brynicy jako linii podziału dobiegała powoli swojego końca.
Poza granicami państw i imperiów również same miasta regularnie zmieniały swoją formę. Miasta Metropolii są w dużej części wyjątkowo młode — powstały na miejscach niewielkich wsi w trakcie rewolucji przemysłowej. Wyjątkiem są miasta takie jak Gliwice, Bytom lub Tarnowskie Góry — duże, średniowieczne ośrodki. Miasta takie jak Ruda Śląska czy Chorzów od początku swoich miejskich dni powstawały jednak jako skutek planowanych działań konsolidacyjnych. Osiedle robotnicze stanowiło najbliższą jednostkę dla wielu, szczególnie nowych, mieszkańców regionu. Administracja w dużej części znajdowała się w gestii właściciela zakładu przemysłowego — kopalnie budowały osiedla, szkoły, kościoły oraz organizowały m.in. ofertę kulturalną dla mieszkańców. Wraz z rozrostem tych ośrodków i dążeniem do zwiększenia wpływów organów publicznych na tych terenach, osiedla zaczęto inkorporować w nowe miasta, często przyjmujące nazwy lokalnych wsi. Te jednostki administracyjne nie były jednak stałe — tworzenie miast napędzało rozwój przestrzeni jako dobra wspólnego. Zwiększała się też wzajemna zależność osiedli i ich mieszkańców. Ruda Śląska to połączenie ówczesnych miast Rudy i Nowego Bytomia, a dzisiejszy Chorzów powstał w dwudziestoleciu międzywojennym po połączeniu Królewskiej Huty, Chorzowa, Nowych Hajduk i Wielkich Hajduk. Podobnie, jeszcze do 1975 roku, dzisiejsza dzielnica Katowic — Szopienice, stanowiła swoją własną miejscowość razem z sąsiednim Janowem, a największa dzielnica dzisiejszego Sosnowca — Zagórze — stanowiła niezależną gminę. Nie są to odosobnione przypadki, a norma. Można więc stwierdzić, że podział administracyjny Metropolii nie jest rzeczą stałą, a podejmowanie dyskusji na temat potencjalnych zmian nie tylko nie stanowi pogwałcenia historii regionu, ale się w nią wpisuje.
Choroby rozbitego miasta
GZM jest wyjątkowym ośrodkiem w skali naszego kraju. Potrzeby największej polskiej konurbacji wykraczają poza schemat tradycyjnego podziału terytorialnego polski. Niski poziom kooperacji gmin, rywalizacja o inwestorów, rozbita tożsamość i całkowicie nieefektywna strategia promocyjna — to tylko niektóre problemy, które łączą śląskie i zagłębiowskie miasta. Łączą je lepiej niż jakakolwiek przeszła lub istniejąca instytucja.
Siedmioletni okres działania Metropolii GZM przyniósł wymierną poprawę integracji miast i społeczności, a co za tym idzie — jakości życia i inwestycji. Ten format jednak najprawdopodobniej już się wyczerpał. GZM stał się dobrym narzędziem planistycznym, tworzącym wysokiej jakości analizy i rekomendacje, których później się nie implementuje. Wynika to z bardzo fundamentalnej cechy funkcjonowania GZM. Jako niezależny mechanizm, posiada ona minimalną, wręcz niezauważalną sprawczość. GZM jest instytucją silną jedynie gdy działa jako przedłużenie funkcjonowania poszczególnych gmin.
Ramię „Transport GZM” być może organizuje transport publiczny, natomiast to gminy ustalają lokalizację przystanków, utrzymują udziały w przedsiębiorstwach komunikacyjnych. Być może GZM intensywnie planuje infrastrukturę rowerową w aglomeracji, szukając optymalnych tras i uchwalając obszerne opracowania mające na celu ujednolicenie sposobów budowy infrastruktury rowerowej, natomiast to gminy te trasy ostatecznie będą, lub nie będą, budowały — według własnych upodobań i we własnych barwach. Ten schemat powtarza się w niemalże każdej dziedzinie administracji publicznej regionu.
Infrastruktura i planowanie
Budowa infrastruktury liniowej — dróg, linii tramwajowych — jest dla Metropolii ponadprzeciętnie trudnym zadaniem. Infrastruktura liniowa przekraczająca gminne granice wymaga głębokiej współpracy miast, która nie zawsze skutkuje rozwiązaniami dobrymi dla ludności. Wartość danych projektów jest bowiem różna dla różnych aktorów — a strategie i dokumenty planistyczne zazwyczaj powstają w oddalonych od siebie o kilometry urzędach, których polityczne i urbanistyczne cele bywają rozbieżne. W większości przypadków kłopoty w planowaniu wynikają ze zwykłej ignorancji — miasta, uchwalając plany miejscowe, nie rozglądają się ze szczególną uwagą na swoich sąsiadów, bo zwyczajnie nie muszą tego robić. Takie zjawisko można zaobserwować na przykład na granicy Chorzowa i Siemianowic Śląskich, w sąsiedztwie osiedla Węzłowiec. Po obu stronach granicy w ostatnich latach powstała duża ilość domów jednorodzinnych. Z wyjątkiem dwóch położonych blisko siebie ulic na południu tego obszaru, granicy nie przekracza żadna droga lub chodnik. Nastolatek może mieć kolegę mieszkającego 50 metrów dalej, ale aby się z nim spotkać, będzie musiał pokonać pieszo ponad kilometr.
Tego typu niedopatrzenia uniemożliwiają tworzenie sprawnych dzielnic i osiedli — budujemy niefunkcjonalne miejsca do życia, napędzające wzrost ruchu samochodowego, wykluczając tym samym wiele grup społecznych z pełnej partycypacji w społeczeństwie. Czy ten typ zabudowy powinien jednak w ogóle powstać w tym miejscu? Z punktu widzenia Chorzowa lub Siemianowic Śląskich obszar ten faktycznie można uznać za obrzeża, które nadają się do zabudowy o niskiej gęstości. Jeżeli jednak spojrzeć na całą aglomerację, teren ten staje się wyjątkowo centralny. Nie tylko jest dobrze skomunikowany z centrum, ale znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie największego w Polsce parku miejskiego. Czy nie lepiej byłoby skoncentrować tam zabudowę gęstą, wielorodzinną, zamiast budować bloki w zabrzańskich Mikulczycach, oddalonych od większości handlu i życia konurbacji? O ile problemy takie jak łączność mogłyby być rozwiązane poprzez poprawę kooperacji gmin, kwestie strategiczne, takie jak lokalizacja danego typu zabudowy, wymagają zmiany punktu widzenia. Na dziś, taki stan rzeczy dla decydujących aktorów ma pewien sens. Fakt, że traci na tym całość konurbacji, nie jest brany pod uwagę podczas obrad rady miasta. Nie jest to wina działających tam radnych — odpowiadają bowiem jedynie przed swoją gminną społecznością.
Przykładem inwestycji w infrastrukturę liniową, gdzie czynniki strategiczne są decydujące, jest planowana od lat linia tramwajowa łącząca centrum Katowic i Sosnowca wzdłuż drogi S86. Dla Sosnowca taka trasa zauważalnie zwiększyłaby atrakcyjność miasta — dojazd transportem publicznym do centrum biznesowego, administracyjnego i kulturowego konurbacji stałby się dużo prostszy i szybszy. To mogłoby oznaczać więcej inwestorów, mieszkańców i mniej uciążliwego ruchu samochodowego. Niestety, sam Sosnowiec nie decyduje o powstaniu tej trasy — większość torów musiałoby być budowane na terenie Katowic. Dla Katowic zwiększenie atrakcyjności sąsiednich miast względem np. terenów inwestycyjnych na wschodzie własnego miasta nie jest strategią oczywistą. Szczególnie jeżeli to Katowice miałyby ponieść największy koszt budowy i oddać najwięcej gruntów. Nie powinno więc nikogo dziwić, że na trasie planowanego szybkiego tramwaju, Katowice były bliskie budowy dużego pomnika, chcąc wydać na ten cel ponad 7 milionów złotych. Na dziś i pomnik i linia tramwajowa nie powstały — raczej szybko nie powstaną. Na trasie powstał za to magazyn sklepu Agata Meble.
Infrastruktura punktowa, pomimo tego, że zazwyczaj znajduje się na terenie jednego miasta, napotyka wiele podobnych problemów związanych z rozbiciem — od wielu lat próbuje się na terenie aglomeracji zbudować nowoczesną spalarnię odpadów dla regionu. Obecnie nie funkcjonuje tu ani jedna taka niezależna instalacja. Większość wie, że taka inwestycja jest konieczna. Większość wie też, jak ma mniej więcej operować. Pozostaje pytanie — gdzie ma powstać? O ile istnieją w Metropolii gminy przychylne pomysłowi takiej inwestycji na swoim terenie, nie oznacza to, że można „ruszać z budową”. Ten pomysł wywołuje bowiem ogromny opór społeczny. Im większe rozbicie administracyjne aglomeracji, tym większą staje się to blokadą — polityka staje się wyjątkowo lokalna i zależna od małych grup interesariuszy. W ten sposób nieduże grupy mieszkańców — skali dzielnicy lub osiedla, w zrozumiałej trosce o swój komfort, potrafi zauważalnie zablokować rozwój systemu utylizacji odpadów dla ponad dwóch milionów mieszkańców aglomeracji.
Problem oczywiście nie tkwi w tym, że mieszkańcy biorą udział w dyskursie o przyszłości swojej okolicy — problemem jest struktura administracyjna, która ze względu na swój kształt nie jest w stanie działać w interesie całego organizmu miejskiego. Należy zaznaczyć, że ta mechanika nie tyczy się to jedynie inwestycji publicznych — to samo można zaobserwować przy planowaniu inwestycji przemysłowych lub biurowych. Wiele rozwiniętych miast Europy posiada duże, wysoce zoptymalizowane strefy przemysłowe. W przypadku GZM zachodzą co najmniej dwa procesu utrudniające planowanie takich stref: z jednej strony, gminy rywalizują o inwestorów i chcą stworzyć atrakcyjne warunki inwestycyjne (na przykład uzbrajając tereny położone blisko obszarów centralnych pod działalność logistyczną), a z drugiej strony, gminy, lub częściej mieszkańcy nie są gotowi oddać tak dużej części swojego terytorium pod rozległą działalność przemysłową. Skutkuje to powstawaniem bardzo wielu niewielkich obszarów przemysłowych i magazynowych, rozrzuconych między zabudową mieszkaniową i obciążającą te same drogi, z których korzystają inne formy działalności ludzkiej. Przykładem może być Prologis Park w Chorzowie lub Panattoni City Logistics Katowice. Usunięcie lub osłabienie zbędnej rywalizacji między gminami i możliwość koncentracji niektórych funkcji pozwoliłoby lepiej gospodarować przestrzenią. Błędy planistyczne związane z lokalizacją konkretnych funkcji mogą powodować uciążliwości dla mieszkańców i bariery rozwojowe przez dekady.
W tych przypadkach przeniesienie ponadlokalnych kompetencji za gmin do GZM wydaje się oczywiste.
Tożsamość i promocja
Nie powinno nikogo dziwić, że z tego bardzo skonfliktowanego organizmu tak wielu młodych ludzi wyjeżdża i wyjechać zamierza. Nieskuteczna Metropolia, istniejąca według wielu „jedynie na papierze”, pozostawia jednostki jedynie z tożsamością gminną, miejską, kojarzoną głównie ze słabością czy społecznym i gospodarczym upadkiem, których doświadczyły miasta GZM po transformacji gospodarczej. Nie należy tutaj bagatelizować czynników psychologicznych. Czynnikiem, który ostatecznie decyduje o migracjach, aktywności biznesowej i innych działalnościach ludzkich zawsze jest percepcja. Nikt nie posiada bowiem dostępu do całości informacji, a wiedza jest jedynie ich interpretacją. Ta waga percepcji jest szczególnie duża w przypadku decyzji jednostek. Przeciętny nastolatek, wybierając miejsce do studiowania, nie posiada bowiem możliwości dokonania szczegółowej analizy rynku pracy lub jakości życia nocnego. Dla GZM percepcja stała się kulą u nogi, (między innymi), przez którą wielomilionowe inwestycje i zauważalne zmiany w miejskiej infrastrukturze zdają się przynosić znikome zmiany we wskaźnikach demograficznych lub ekonomicznych miast. Przemysłowy obraz regionu, niska rozpoznawalność większości miast, lub fakt, że największy i najsilniejszy ośrodek nie znajduje się nawet w pierwszej dziesiątce największych ludnościowo gmin kraju, powodują, że mieszkańcy napotykają problemy w budowie równie silnej tożsamości, a taka tożsamość — nawet jeżeli się pojawia, nie znajduje funkcji. Tutaj można wspomnieć o niesławnych „okolicach Katowic”, z których zdaje się pochodzić większość mieszkańców aglomeracji, którzy przedstawiają się komuś mieszkającemu dalej niż 200 kilometrów od katowickiego Spodka. Metropolia, będąc jednym z największych organizmów miejskich europy Środkowej, jest dla niej całkowicie nieznana — nie posiada swoich sławnych ludzi, instytucji, uczelni czy atrakcji turystycznych. Wszystkie te rzeczy oczywiście istnieją — ale nie pod wspólnym szyldem. Nierozsądnym jest oczekiwać, że każdy student, przedsiębiorca, turysta lub poseł będzie zagłębiał się w specyfikę regionu, czytając artykuły takie jak ten, aby umiejętniej porównać GZM do miejsc takich jak Wrocław, Kraków czy nawet Brno. Rywalizujące ośrodki oferują prostą w odbiorze opowieść o swojej tożsamości i przyszłości. Nie startując w wyścigu, zawsze się go przegrywa.
GZM jako instytucja, nie jest ślepa na te problemy — w ostatnich latach zdecydowanie zwiększyła swoją aktywność w sferze medialnej w związku z możliwą nowelizacją ustawy metropolitalnej, która reguluje sposób działania GZM. Istnieją dwie przodujące koncepcje reformy GZM, opisane przez Profesorów Uniwersytetu Śląskiego Tomasza Pietrzykowskiego i Romana Marchaja w czerwcu 2023 roku.
Propozycje
1.Supermiasto
Pierwsza, bardziej ambitna koncepcja, utworzenie gminy metropolitalnej, która posiadałaby własną władzę wykonawczą i uchwałodawczą, jako silna i niezależna nakładka na istniejący podział terytorialny. Taka gmina nie miałaby obejmować całego obszaru obecnej GZM. Jej zasięg ograniczyłby się do 18 gmin tworzących tzw. rdzeń: Będzin, Bytom, Chorzów, Czeladź, Dąbrowa Górnicza, Gliwice, Katowice, Mikołów, Mysłowice, Piekary Śląskie, Radzionków, Ruda Śląska, Siemianowice Śląskie, Sosnowiec, Świętochłowice, Tarnowskie Góry, Tychy i Zabrze. Ważny element tego planu to fakt, że nie zakłada on usunięcia istniejących gmin. Miasta w dużym stopniu utrzymują swoje organy, powstaje natomiast gmina dodatkowa, będąca nakładką na rdzeń aglomeracji. Obecne miasta zostałyby ustawowymi jednostkami pomocniczymi o charakterze metropolitalnym — zachowując radę miasta i Prezydenta/Burmistrza oraz swoją symbolikę i nazewnictwo. Gmina Metropolitalna zyskałaby swojego własnego prezydenta i radę wybieraną w wyborach. Najważniejszym elementem tego rozwiązania jest podział kompetencji. Gmina Metropolitalna miałaby obsługiwać szereg zadań gminnych, powiatowych i metropolitalnych. W praktyce oznaczałoby to, że zadania z zakresu kształtowania strategii rozwoju, planowania przestrzennego i promocji byłyby w dużym stopniu obsługiwane na poziomie Metropolitalnym. W ten sposób GZM przybrałby formę ustrojowo zbliżoną do Miasta Stołecznego Warszawy, lecz z większym stopniem autonomii gmin, szczególnie w kontekście kształtowania swojej polityki tożsamościowej.
Należy jednak pamiętać, że aby móc odpowiedzieć na wyzwania stojące przed regionem, budowa tożsamości metropolitalnej jest kluczowa. Oznacza to, że powinniśmy dążyć do stworzenia nowej normy, w której to cała Gmina Metropolitalna jest w pierwszej kolejności uznawana w analizach lub statystykach, a symbolika i instytucje ponadlokalne powinny być traktowane priorytetowo w działaniach promocyjnych. Innymi słowy, utrzymanie tożsamości lokalnej powinno być całkowicie możliwe, jednak powinniśmy dążyć do tego, żeby podstawową i naturalną identyfikacją stała się ta metropolitalna. Zmiana ta może zachodzić na przestrzeni kilku pokoleń, warto jednak pamiętać, że pewna elastyczność w tym zakresie już istnieje — gdy przedstawiamy się osobom spoza aglomeracji, lub tym bardziej spoza kraju, wielu identyfikuje się po prostu z Katowicami, a co niektórzy, niestety, nawet z „okolicami Krakowa”. Po zakończeniu tego procesu przekaz wewnątrz Metropolii powinien dalej być różnorodny, z poszanowaniem dla lokalnego dziedzictwa, natomiast przekaz wysyłany na zewnątrz Metropolii powinien być jednolity, silny i skonsolidowany.
2.Silny związek
Druga, prostsza w realizacji propozycja, zakłada stopniowe przenoszenie kompetencji do GZM funkcjonującego na zasadach zbliżonych do obecnego ustroju. Najważniejsze zmiany, które poprawiłyby funkcjonowanie GZM jako związku metropolitalnego to zagwarantowanie niezależności finansowej GZM i utworzenie kategorii zadań „Metropolitalnych”, których wykonanie przypadłoby GZM. Fundamentalnie, to gminy członkowskie pozostaną jednak wykonawcą większości zadań publicznych. Do zadań takich jak transport publiczny dołączyłoby m.in. zarządzanie oświatą, rewitalizacją lub ochrona zdrowotna. Istotnie zwiększyłaby się również różnorodność przewidzianych ustawowo źródeł finansowania działań związku metropolitalnego. To rozwiązanie niewątpliwie poprawiłoby efektywność pracy GZM, i poprawiłoby jakość ponadlokalnych usług, takich jak służba zdrowia lub szkolnictwo. Należy jednak pamiętać, że taka nowelizacja istniejącej ustawy nie zmienia paradygmatu myślenia o regionie — proponowane zmiany mają charakter jedynie prawny i funkcjonalny, a nie retoryczny i wizerunkowy. Ta propozycja jest jednak łatwiejsza do wprowadzenia — jest dużo mniej rewolucyjna. Prawdopodobnie nie wymagałaby równie długich i trudnych procesów konsultacyjnych, jak te wymagane w przypadku koncepcji „Supermiasta”.
Wątpliwości i wyzwania
U wielu mieszkańców aglomeracji, koncepcja budowy jednej gminy i jednego miasta wywołuje niepokój i wątpliwości. Większość poprzednich zmian administracyjnych zaszła już kilka dekad temu, a decyzje były podejmowane przez reżimy niedemokratyczne. W praktyce, dla przeciętnego mieszkańca aglomeracji wizja radykalnej zmiany podziału swojego miejsca zamieszkania jest nowa i obca. Z tego powodu narzucenie nowej rzeczywistości bez konsultacji z lokalną populacją raczej nie jest brane pod uwagę. Proces zmiany kształtu GZM wymaga głębokiego zaangażowania samorządowców, parlamentarzystów z regionu i przede wszystkim lokalnych społeczności. Mieszkańcy muszą mieć poczucie, że zmiany, które zachodzą, są odpowiednio skonsultowane i przejrzyste. Istnieje bowiem duże niebezpieczeństwo, że wykorzystując antyjednościowe nastroje, znajdą się polityczne siły gotowe cofnąć wprowadzone zmiany. Taki los spotkał miasto Montreal w roku 2006, w którym piętnaście miejscowości odłączyło się od miasta po zmianie władzy, jedynie cztery lata po ich aneksji. Niektóre są całkowicie otoczone miastem Montreal. Nie ma żadnej korzyści w utworzeniu jednego miasta, jeżeli w następnej kadencji parlamentu dojdzie do jego rozwiązania, a następne próby będą na starcie na straconej pozycji ze względu na historyczne niepowodzenie. O ile pośpiech przy proponowanych reformach, ze względu na szybko pogłębiające się problemy demograficzne, jest wskazany, nie może on zachodzić kosztem skrupulatności.
Prawdopodobnie najczęściej spotykanym niepokojem wśród mieszkańców jest ten związany z jeszcze większą niż obecnie centralizacją ośrodka wokół Katowic. Tu należy zauważyć, że Katowice już teraz posiadają nieproporcjonalnie silną pozycję względem sąsiadów, którzy jednocześnie nie mają żadnej możliwości nacisku na centrum. Katowice jako serce aglomeracji przyciągają dysproporcjonalną ilość inwestorów i mieszkańców. Przy obecnym kształcie GZM nie ma perspektyw, aby miało to ulec zmianie. Dopiero poprzez odebranie niektórych kompetencji gminom i poprawę rozpoznawalności całości organizmu można liczyć na pewne wyrównanie szans dla gmin ościennych.
Obszerna dyskusja toczy się też nad nazwą takiego organizmu. Dzisiejsza trudna w wymowie i trudna do zapamiętania „Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia” to skutek prób poszanowania różnic historycznych i kulturowych w konurbacji. Często proponowaną alternatywą jest zwykłe „Katowice”. Z punktu widzenia promocji jest to propozycja dobra, która nie musi zaczynać od zera. Wzbudza jednak zrozumiały sprzeciw wśród mieszkańców i polityków miejscowości takich jak Sosnowiec czy Gliwice — ośrodków silnych, które jednak Katowicami nie są i często być nie chcą. Niegdyś mówiono o nazwie „Silesia”, której wymowa nie jest naturalna dla polskiego języka, jednocześnie przybierając nazwę całego obszaru Śląska, którym GZM nie jest. Być może należy poszukać nazwy całkowicie nowej dla tego organizmu, która nie dyskryminowałaby ani strony śląskiej, ani zagłębiowskiej, takiej jak „Brynica”, pochodząca od niegdyś granicznej rzeki? Pomysłów może być naprawdę wiele, natomiast w rzeczywistości najważniejsza nie jest sama nazwa, a jej stałość. Społeczeństwo konurbacji musi zdecydować się na nowy wizerunek i go konsekwentnie rozwijać. Największym zagrożeniem jest ciągła zmienność i brak kontynuacji, które obserwujemy już od kilku dekad.
Rozwiązania?
Dyskusja na poziomie lokalnym jest bardzo ważna. Ten krok już w pewnym stopniu udało się wykonać. W regionie organizowane jest wiele debat i paneli na temat możliwej lub nieuniknionej konsolidacji. Kontynuacja tego trendu jest oczywistością. Jeżeli zmiany miałyby zachodzić w procesach demokratycznych, takich jak referenda czy konsultacje, społeczność lokalna musi radykalnie zwiększyć swoją świadomość w zakresie funkcjonowania GZM. Rozpowszechnienie tych informacji w grupie około dwóch milionów mieszkańców nie jest łatwym zadaniem. Odpowiednie przeprowadzenie tego procesu może jednak ułatwić w przyszłości budowę tożsamości metropolitalnej. GZM musi więc zwiększać swój udział w przestrzeni publicznej miast członkowskich. Wraz z sierpniem 2024 roku GZM zakończył wdrażanie największego w kraju systemu rowerów miejskich. Każdy z 7000 tysięcy rowerów jest formą reklamy GZM, który dumnie eksponuje na nich swoje logo. Takich działań musi być jak najwięcej. W ten sposób GZM staje się realną częścią życia mieszkańców, a nie jedynie abstrakcyjnym tworem dzielącym niewielkie środki finansowe. Poprzez budowę pozytywnych skojarzeń i przekonywanie, że zmiana jest możliwa, wizja konsolidacji może stać się dużo bardziej akceptowalna, a nawet naturalna.
W otwarcie i rozwinięcie debaty na temat przyszłości konurbacji muszą też zaangażować się media masowego przekazu. Organizowane dotychczas debaty są dobre i potrzebne, ale zbierają głównie nieduże grupki miejskich działaczy i wyjątkowo zaniepokojonych mieszkańców. Konieczne są odważne i silne ruchy ze strony lokalnej klasy politycznej, które mają szansę przebić się do debaty publicznej poprzez telewizję, prasę i media społecznościowe. Należy jednak uważać, aby takie komunikaty nie powstawały w duchu straszenia zmianą i próby sprowadzenia dyskusji do skrajnych emocji.
Ostateczne decyzje muszą być podejmowane jednak na szczeblu krajowym. To polski parlament musi dokonać zmiany prawnej formuły funkcjonowania konurbacji. Obecne władze wyraziły chęć kooperacji w tym zakresie, jednak wymagają zdecydowanego stanowiska ze strony zaangażowanych gmin. W praktyce oznacza to, że władza centralna najprawdopodobniej nie podejmie zdecydowanych kroków, dopóki nie zostanie wypracowany konsensus na miejscu. Proces konsolidacji musi więc być bardzo szerokim przedsięwzięciem, prowadzonym na wielu osiach jednocześnie. Zaangażować powinny się wszystkie poziomy administracji publicznej — gminy, powiaty, GZM, województwo i państwo. Nie może to być zadanie poboczne, a główny cel rozwojowy regionu, nadrzędny względem interesów poszczególnych miejscowości. Organizowane debaty nie mogą być jedynie dodatkiem do wydarzeń i konferencji — powinny być gwoździem programu, dookoła których organizuje się takie imprezy. Jedna rzecz jest pewna — stan obecny stał się już nieakceptowalny i nie może trwać dalej.
*dziękuję Janowi Bale za przygotowanie tekstu dla twojepanstwo.pl
Zapisz się na powiadomienia o nowych analizach na twojepanstwo.pl